„Amazing Spider-Man: Szczęście Parkera” – Recenzja
Peter Parker powraca jako Spider-Man!
Spider-Man. Postać kultowa i uwielbiana przez wszystkich. W jego życiu wiele było dziwnych sytuacji i intryg. Jedną z nich była zamiana ciał z Doctorem Octopusem, który chwilę później obwołał się niejakim Superior Spider-Manem. Do niedawna w komiksach wydawanych w naszym kraju przez Egmont mogliśmy śledzić poczynania właśnie tej wersji Człowieka-Pająka. Jak to zwykle jednak bywa, coś się kończy, coś zaczyna. Otto przestał być w końcu „u władzy”. Ten etap możemy już uznać za przeszłość. Wraz z opisywanym tu zeszytem – Amazing Spider-Man: Szczęście Parkera – Peter powraca jako jedyny i prawdziwy Pająk. Mieszkańcy Nowego Jorku znów mogą czuć się bezpieczni, gdyż Przyjazny Pajączek z sąsiedztwa ponownie patroluje okoliczne ulice i dachy!
Nowy tomik Egmontu zawiera materiały pierwotnie opublikowane na łamach zeszytów Amazing Spider-Man #1-6 w roku 2014. Koszt albumu to jak zwykle 39,99zł.
Jak to na mnie przystało, nie będę Wam tutaj spoilerować tego, co w samym komiksie znajdziecie, bo wolałbym, żebyście odkryli to sami. Chciałbym tylko dodać, że historia tutaj przedstawiona (której autorem jest Dan Slott) należy do grona moich ulubionych, do których wracam zawsze z ogromną przyjemnością. Dzieje się tak głównie dlatego, że jest kolorowo i rześko, ale przede wszystkim lekko i przyjemnie. Czuć znaczną różnicę w sposobie prowadzenia postaci. Nie okłamujmy się, Octavius jako Superior był… bucem. Mało kto (o ile ktokolwiek) go lubił, a on sam uważał się za przysłowiową alfę i omegę. Parker jest za to taki jak zawsze. Pozytywnie nastawiony do wszystkiego i wszystkich. W każdym razie, jeśli chodzi o fabułę, opis z tylnej okładki powie Wam to, co powinniście wiedzieć.
Nie tylko świat się zmienił od czasu, gdy Amazing Spider-Man zniknął z ulic Nowe Jorku. Peter Parker również stał się kimś innym, a w dodatku otrzymał szansę na drugie życie, której nie zamierza zmarnować. Tymczasem powracają jego dawni wrogowie – silniejsi, zdradliwsi i bardziej szaleni niż kiedykolwiek. Electro i Czarna Kotka pragną zemsty!
Co więcej, Peter dokonuje odkrycia, które wywróci jego świat do góry nogami. Wygląda na to, że radioaktywny pająk, któremu Spider-Man zawdzięcza swoje moce, ugryzł jeszcze kogoś… Kim jest Silk i gdzie ukrywała się przez te wszystkie lata?
W skrócie – Afera z Electro, Black Cat (wybaczcie, ale Czarna Kotka mnie bawi) i jeszcze jednym Pająko-herosem. Tym razem kobiecym i o pseudonimie Silk. Nic więcej nie zdradzę. Musicie sprawdzić to sami. Zdecydowanie warto.
Mówiąc o stronie graficznej, muszę przyznać, że uwielbiam ilustracje Humberto Ramosa. Nie tylko w tym tomie. Mam tu na myśli jego ogólny styl i prace. Już wcześniej wspominałem też, że wnętrze komiksu jest maksymalne kolorowe. Każda strona to „oczogazm” barw i pięknych, dopracowanych postaci, z cała masą ekspozycyjnych momentów, ale raczej w stylu bardziej rysunkowym. Nie każdemu może to oczywiście odpowiadać. Ja akurat takie zabiegi doceniam, więc narzekać nie mogę.
Tutejszy sposób rysowania Parkera jest po prostu fantastyczny (dla mnie). To samo tyczy się jego zamaskowanego alter-ego, czyli Pająka (nie wiem dlaczego, ale mam coś takiego, że ubóstwiam duże oczka Spidera. Ot tak.). Podobnie sprawa ma się z Black Cat i również występującymi w Szczęściu Parkera Iron Manem i Spider-Woman. Ciężko jest mi oderwać oczy od tych rysunków. Jestem zwyczajnie fanem (fanboyem?). Za tusz i nakładanie barw odpowiada zaś duet Victor Olazaba & Edgar Delgado. Wyśmienita robota, Panowie. Kupiłem to już parę lat temu. Kupuję i teraz.
Jeśli chodzi o sposób wydania, Amazing Spider-Man: Szczęście Parkera totalnie nie odbiega od tego, co Egmont zaprezentował nam do tej pory. Sztywniejsze, śliskie okładki. Kredowy papier we wnętrzu i dwa arty okładkowe (na przodzie i tyle albumu). Bok/grzbiet książeczki to jak zwykle tytuł pozycji, mała ikonka (w tym przypadku Spider-Man) i numer komiksu. Na jego końcu znajdziemy jeszcze mała galerię okładek z pierwotnych zeszytów (#2, #3, #5) Amazing Spider-Mana. Prócz tego jest też strona, mówiąca o tym, jakie komiksy z Pająkiem Egmont już wydał oraz kolejna kartka informująca o tym, co wydawnictwo szykuje dla czytelników w przyszłości. Na tłumaczenie też nie ma co narzekać. Osobiście wolę co prawda angielskie nazewnictwo, bo na tym się wychowałem (mówię o tym za każdym razem, nie wiem w sumie po co), ale muszę przyznać, że tłumacz – Piotr W. Cholewa – spisał się na piątkę. Innymi słowy – standardowy i dopracowany Egmont.
Kończąc już będę zupełnie niezaskakujący i komiks polecę. A polecę go z kilku względów. Po pierwsze, to świetna historia. Po drugie, Parker powrócił do „żywych” z podwójną motywacją. Po trzecie, piękna strona graficzna. Po czwarte, cudne polskie wydanie. I w końcu po piąte oraz najważniejsze – za tę opowieść spokojnie mogą się zabrać wszyscy. Zarówno hardkorowi fani Spider-Mana, którzy śledzą jego poczynania od zawsze, jak i ci nowi, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z komiksami. Tutaj naprawdę nic więcej dodawać nie trzeba. Jeśli jeszcze ktoś z Was nie poczuł się zachęcony, bardziej już go nie zdołam namówić. Macie cztery dyszki wolne i chcecie coś lekkostrawnego, a przy tym naprawdę świetnie przyswajalnego? Idźcie zatem do najbliższej księgarni bądź salonu prasowego i kupcie Szczęście Parkera. Nie pożałujecie.
A już niedługo polscy czytelnicy dowiedzą się czym jest… Spider-Verse!
Autor: SQ
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.