„Avengers: Wieczni Avengers” – Recenzja
Wieczni Avengers
Przed początkiem końca
Kiedy Hickman przejął w roku 2013 pisanie serii Avengers i New Avengers, z miejsca rozpoczął snucie monumentalnej fabuły skupionej na zagrożeniu, które tym razem nie groziło tylko Ziemi, a wszystkim wszechświatom całego uniwersum. Kulminacją tych wydarzeń wydawał się być event Nieskończoność, ale był on tylko jednym ze starć, prowadzących do jeszcze bardziej dramatycznych wydarzeń. Te nadciągają wielkimi krokami, ale na początek Mścicieli Marvela czeka walka między… nimi samymi.
Wszystko umiera. Na jednej z alternatywnych Ziem doszło do zdarzenia, które spowodowało śmierć tamtejszego wszechświata. W konsekwencji zaczęły się inkursje – zderzenia światów. Albo mieszkańcy jednego z nich zniszczą drugi, albo też oba czeka zagłada. Avengers nie zamierzali ryzykować, chcieli stworzyć broń, która pozwoli im na ocalenie własnej planety, oczywiście kosztem innej. Kapitan Ameryka nie chciał się na to zgodzić, jednakże jedyna rzecz mogąca odmienić losy inkursji, rękawica nieskończoności, przepadła, kiedy użył jej ostatni raz. W obliczu jego protestu Strange na rozkaz Tony’ego wymazał Kapitanowi pamięć.
Teraz jednak ten przypomina sobie o wszystkim i konfrontuje się z Iron Manem, chcąc dowiedzieć się, czy nie uśmiercili czasem innego świata. Mając po swojej stronie Czarną Wdowę, Hawkeye’a, Thora, Hyperiona i Starbranda atakuje Starka, ale w trakcie walki powraca Kamień Czasu i przenosi wszystkich w przyszłość. Pierwszy skok do czasów odległych o pół wieku pozwala przekonać się, że podjęte działania pozwoliły ocalić Ziemię, ale nie rozwiązało to wszystkich problemów. Kolejne zabierają Avengersów pięćset, pięć tysięcy, a wreszcie pięćdziesiąt tysięcy lat w przód. Co zobaczą tam bohaterowie i jak to wpłynie na ich dalsze losy?
Saga Hickmana o Avengers to imponujące dzieło, które zaczyna się kilkoma tomami. Są to Avengers: Świat Avengers i New Avengers: Wszystko umiera. Całość ciągnie się przez blisko osiemdziesiąt zeszytów plus mini-serię Nieskończoność. Zakończy się to zaś całkiem udanym eventem Tajne Wojny. Od kolejnego tomu zacznie się odliczanie właśnie do niego prowadzące. Póki co herosi muszą rozliczyć się z wewnętrznymi problemami i przekonać się, co przyniesie przyszłość. A raczej co przynieść mogła, bo tak jak wszystko umiera, tak również się zmienia. Jedno pozostaje pewne – na Mścicieli czeka jeszcze wiele niebezpieczeństw i problemów, którym będą musieli stawić czoła.
Co warto zaliczyć temu tomowi na plus, to wynikające w owych podróżach temporalnych smaczki. Możemy zobaczyć, jak zmienili się bohaterowie, co ich spotkało i jacy będą ich następcy. To oczywiście zabieg znany od dekad, wykorzystywany tak często, że aż nadużywany, ale wciąż dobrze spełniający swoją rolę. To jedna z tych rzeczy, które nigdy się nie znudzą, pod warunkiem, że zostały dobrze poprowadzone. A Hickman wykorzystał to nieźle i niezły jest cały ten tom. Wprawdzie to, co dzieje się od czasu Nieskończoności, wydaje się jedynie pomostem pomiędzy kolejnymi eventami, niemniej nadal Avengers posiadają swój urok.
Co się zaś tyczy strony graficznej szóstego tomu ich przygód, to odpowiedzialny za nią Leinil Francis Yu jak zwykle nie zawodzi. Jego kreska jest realistyczna, brudna i pełna detali, nawet jeśli najczęściej upraszcza tła do niezbędnego minimum. Przede wszystkim jednak pasuje do całości i ma w sobie „to coś”.
Jeśli lubicie Avengers z Marvel Now, będziecie zadowoleni z nowego tomu serii. Jeśli jej nie znacie, a zastanawiacie się, czy warto po nią sięgnąć, to odpowiedź brzmi: tak. Oczywiście o ile macie ochotę na monumentalną, rozległą sagę pełną epickich scen, kosmicznych starć, podróży w czasie, patosu i szybkiej akcji, z nutą dylematów moralnych.
Autor: WKP
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.