„Deadpool: Deadpooliana wybrane” (tom 10) – Recenzja
Deadpool: Deadpooliana wybrane
Deadpool na stale zagościł w sercach polskich fanów. Dzięki wydawnictwu Egmont dostaliśmy teoretycznie najlepszy run, jaki postać Wade’a Wilsona miała. Gerry Duggan i Brian Posehn napisali bardzo dobrą historię o najemniku z nawijką, zawierając w tym humor, tragedię, tematy rodziny i wszystko inne. Pozwala to oczywiście na zidentyfikowanie się z postacią. Niestety, jak mawia przysłowie, nie wszystko złoto co świeci. Tą zasadę właśnie kieruje się tomik Deadpooliana wybrane. Generalnie jest on dość miernym dodatkiem do historii o Deadpoolu…
Pod tą wybitnie głupią nazwą, mającą zapewne na celu parodiowanie dzieł wybranych, kryje się zlepek historii o Deadpoolu, które nigdzie nie pasowały czasowo. W założeniu odbywały się one gdzieś podczas jego przygód z okresu Marvel Now. Nowy tom niestety jest bardzo nierówny. Nie mogę powiedzieć, że są to wyłącznie złe historie, ale nie mogę też stwierdzić, że są dobre.
Mamy tu m.in. przygodę ze Spider-Manem, w której Deadpool ratuje całą sytuacje, albowiem Peter szaleje, gdyż nie jest w stanie poradzić sobie z zagrożeniem, jakie postawił przed nim jeden z łotrów. Mamy też historie, które niejako opowiadają to, co wydarzyło się po śmierci Wolverine’a, i które zostawiają czytelnika w lekkiej zadumie na temat postaci Rosomaka. Co dobrze pokazuje, że Wade jednak jest – w pewien sposób – wartościowym bohaterem. Historie, które po prostu dobrze się czyta.
Ale są też głupoty, jak zlecenie, w którym Wade ma wyeliminować gang zbuntowanych zwierzaków, które napadają na parki wodne, cyrki i inne miejsca bezpośrednio związane ze zwierzętami. W tego typu historiach poziom absurdu przerasta nawet te o Deadpoolu.
Wisienką na torcie jest spotkanie Wilsona z Thanosem (w USA wydano to jako osobny tom), gdzie obaj panowie łącza siły, by odnaleźć ukochaną… personifikację śmierci, która najwyraźniej gdzieś przepadła lub co gorsza została uwięziona. W związku z czym w całym uniwersum nikt nie umiera, a bohaterowie muszą przywrócić porządek na świecie.
Niezaprzeczalną zaletą wspomnianych opowieści okazuje się ich autonomiczność. Przedstawione historie są niezależne od siebie i reszty przygód Deadpoola, toteż są idealną pozycją dla ludzi, którzy chcą się wdrożyć w świat Wade’a Wilsona. Niestety, będę się upierał, że lepiej zainwestować w amerykańskie wydania tych komiksów, jako że na tłumaczeniach Deadpool dużo traci i nie jest taki zabawny. Po prostu nie da się przenieść pewnych popkulturowych żartów na nasz język. Oczywiście nie oznacza to, że czytelnicy nie powinni dać temu komiksowi szansy.
Pod względem artystycznym również komiks jest bardzo nierówny. Mamy piękne rysunki Salvy Espina czy Jacopo Camagni, ale i nijakie Scotta Kollinsa czy Elmo Bondoca. Naturalnie jest to rzecz gustu.
Reasumując, Deadpooliana wybrane (Boże… ta nazwa) to komiks, który ciężko jednoznacznie ocenić. Z jednej strony jest to pozycja dość dobra dla nowych czytelników, którzy chcą nieco bliżej poznać postać Deadpoola. Z drugiej to dość nudne historie, które nic nie wnoszą do kanonu najemnika z nawijką. Jeśli jednak dodacie do tego fakt, że zaoszczędzicie, bo większość tych historii w USA jest rozsiana po kilku tomach, to można przechylić nieco szalę na stronę korzystnego zakupu. Dla mnie to ciągle dość przeciętna pozycja, taka, którą możecie sobie darować…
Autor: Zilla