„Doctor Doom #1” (2019) – Recenzja
Doctor Doom #1 (2019)
Po raz kolejny wydawnictwo Marvel zwraca naszą uwagę na bardzo interesującego, „zapuszkowanego”, złoczyńcę i jednego z najzacieklejszych wrogów Fantastycznej Czwórki – Doktora Dooma, który stosunkowo niedawno (w 2016) występował w roli głównej w serii Infamous Iron Man. Victor nie miał łatwego startu w życiu. Urodził się w cygańskim taborze, jego ojciec był znachorem, a matka wróżbitką parającą się czarna magią. Połączenie jego nieprzeciętnego intelektu z dziedzictwem przekazanym przez matkę sprawiło, że stał się on jednym z najpotężniejszych ludzi na planecie. Co tym razem zamierza? O tym opowiada dopiero co rozpoczynają się, nowa seria z jego udziałem – Doctor Doom.
Pierwszy zeszyt rozpoczyna się rozmową Doktora Dooma ze stacją telewizyjną na temat sztucznego otwarcia czarnej dziury na Księżycu, rzekomo służącą jako swego rodzaju kosz na odpady emitowane przez specjalną maszynę, która ma za zadanie pochłaniać dwutlenek węgla z atmosfery niebieskiej planety. Jednak Doktor Doom ma inne zdanie na temat pomysłu doktora Standrupa na uchronienie Ziemi przed efektem cieplarnianym. Mianowicie, według jego teorii, dzięki wykreowaniu sztucznej czarnej dziury, dojdzie do katastrof międzygwiezdnych. Oczywiście, jak to z Doomem bywa, nikt szaleńcowi nie zaufa, tym bardziej, że ścieżki jakie obiera są z reguły zależne od jego interesów. Przyczynił się do wielu dobrych rzeczy, ale też przyłożył rękę do tych złych. Tak też było w tym przypadku. Został wyśmiany i oskarżony o egoistyczne pobudki. Jednak główny bohater serii nie da za wygraną i zemści się na tych, którzy go publicznie znieważają, co niekoniecznie wyjdzie mu na dobre.
Komiks spod pióra Christophera Cantwella jest dość ciekawy, okraszony interesującymi pomysłami, no i przede wszystkim jest dopiero wstępem do przygody z Doktorkiem. Innowacyjne rozwiązania Starka i Richardsa zagrożą egzystencji Victora, dając mu ciekawy pretekst do wplątania się w akcję. Dodatkowo, dostajemy dość rzewne, ale jednak ściskające za serce wspomnienia lub marzenia, gdzie Doom jako mąż spędza czas ze swoja ukochaną i bawi się ze swoimi dziećmi. Wszystko jest jednak spójne z mającymi później miejsce drastycznymi wydarzeniami, które znowu zmienią plany Dooma.
Jeśli chodzi o warstwę graficzną, nie ma na co narzekać. Salvador Larroca oraz Guru-eFX dali radę i stworzyli naprawdę nietuzinkowe rysunki, pełne detali. Urzekło mnie przedstawienie majestatycznego dobytku Dooma. Kto nie chciałby zamieszkać w pięknym zamku wyposażonym w tyle cudownych i interesujących przedmiotów? Każdy kadr ma odpowiednią, żywą kolorystykę, co wzbudza w czytelniku chęć sięgnięcia po zeszyt. Wnętrze jest o wiele ciekawsze od okładki Mike’a Deodato Jr., która jednak przekazuje pewnego rodzaju symboliczną grę świateł. Ukazuje on dwoistość natury Victora, który niejednokrotnie opowiadał się za dobrą i złą stroną wydarzeń.
Komiks polecam fanom Dooma i uniwersum Marvela, lubiącym przeżywać nietuzinkowe przygody, nie bacząc na to, po której stronie stoi bohater danej serii.
Autorka: Lynn
Doctor Doom to bardzo specyficzna i unikatowa postać.