„Doktor Strange” (Tom 2) – Recenzja
Doktor Strange (Tom 2)
Jesteś tym, co jesz!
Mówiąc o magii w komiksowym świecie Marvela, bez trudu moglibyśmy wymienić ogromne ilości jej rodzajów, setki zaklęć, wydarzeń, potyczek i co najmniej kilkudziesięciu władających nią bohaterów. Natomiast w przypadku dziwnej magii na pierwszy plan wysunie nam się tylko jedna postać – Doktor Strange, co rusz udowadniający nam, że z takim nazwiskiem wiąże się wielka dziwaczność. I nie inaczej jest w wydanym na naszym rynku drugim tomie jego przygód, autorstwa Jasona Aarona, który głównemu bohaterowi nie szczędzi trosk i narastających problemów.
Jako Mistrz Sztuk Magicznych, Strange dalej musi wykonywać swoje codzienne obowiązki, mimo że po walce z Empirikulami nie pozostało mu wiele mocy, a księgi z zaklęciami zostały zniszczone. Sprawy dodatkowo komplikuje fakt, że najwięksi wrogowie Doktorka (m.in. Mordo, Nightmare, Dormammu), korzystając z jego wyczerpania i czarodziejskiej niedyspozycji, postanowili pozbawić go życia. Co prawda istnieją jeszcze magiczne artefakty, a wierni przyjaciele stoją u jego boku, choć i to może nie wystarczyć, gdy trzeba będzie przejść przez Mękę (zdecydowanie przez duże M).
Powiedzmy sobie wprost: bohater tracący swoje super-zdolności nie jest żadną nowością w komiksowych historiach. Jednak trzeba przyznać Aaronowi, że chociaż często zdarza mu korzystać z takich utartych schematów, jego scenariuszom nie brakuje humoru i zawsze znajdzie się w nich przynajmniej jeden element, który wyróżni je na tle całej reszty. Tutaj są to kulinaria, a raczej specyficzne gusta żywieniowe Strange’a (które mieliśmy okazję poznać już w pierwszym tomie). Motyw ten w mniejszym lub większym stopniu przewija się przez cały album, a także go wieńczy. Jedzenie, zupełnie jak w prawdziwym świecie, okazuje się dla bohaterów tym, co może ich zabić, ocalić albo zapoczątkować zmianę trybu życia.
Nawet pomijając konsumpcję „pyszności”, na nudę podczas lektury nie można narzekać. Z jednej akcji wskakujemy bowiem od razu w drugą, gdzie protagonista macha kijem bejsbolowym, lata motocyklem czy używa magicznej różdżki. I zapewniam Was, że to nie Harry Potter, lecz nadal dziwny Doktor i towarzyszący mu jeszcze dziwniejszy klimat.
A ten w dalszym ciągu świetnie obrazuje Chris Bachalo, fundując nam rysunkową magię, z mnóstwem szczegółów. Co pasuje tu jak ulał, bo doskonale pozwala wczuć się w to, co widzi Strange, lecz czasem… cóż, przez oczy (dużo, dużo oczu) Chrisa można oszaleć ;). Przez chwilę efekt ten pogłębia swoimi pracami Frazer Irving, stawiając na czystą psychodelę, na szczęście dla równowagi jest jeszcze Kevin Nowlan z bardziej realistyczną kreską. W rezultacie, dokładając do tego okładki alternatywne i porządne, standardowe wydanie Egmontu, wizualną warstwę komiksu odbiera się tylko pozytywnie.
Doktor Strange Tom 2 to dynamiczna, barwna i przyjemna opowieść. Ze sporą dawką szaleństwa. Razem z tomem 1 polecana raczej nowym czytelnikom, którzy przez retrospekcje i wyjaśnienia, mogą powoli poznawać Stephena, jego byłe i obecne życie, wrogów, przyjaciół, a nawet ukochaną Cleę. Choć i starzy komiksowi wyjadacze powinni być zadowoleni z tego albumu, który stoi na przyzwoitym poziomie.
Osobiście mam z Doktorem mały problem, bo wystarczyło raz spróbować jego pokręconego świata, by do niego wracać, prosząc ciągle o dokładkę. I nawet jeśli wiem, że kolejne komiksowego danie nie będzie super, trudno, żołądek się przyzwyczaił i tego potrzebuje. Smacznego!
Autorka: Zireael
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Nie uważam tego bohatera za dziwnego. Tylko za wielkiego maga i wizjonera. Czy gdy ktoś jest trochę inny od społeczeństwa zaraz musi być dziwny. Gdzie tu tolerancja, prawa i wolność.
Słownik języka polskiego PWN
dziwny «odznaczający się czymś osobliwym, niezrozumiałym»
Czyli „Czy gdy ktoś jest trochę inny od społeczeństwa zaraz musi być dziwny.” – Tak to prawie idealna definicja.