„Invisible Woman #1” (2019) – Recenzja
Invisible Woman #1 (2019)
Sue Storm-Richards, czyli Invisible Woman z Fantastycznej Czwórki, ukrywa przed światem pewną tajemnicę. W wolnych chwilach pracuje dla amerykańskiego wywiadu. Zabawa w szpiega jest jej hobby od co najmniej dekady.
Inaugurujący solową serię o Niewidzialnej Kobiecie rozpoczyna się dynamiczną akcją na granicy europejskich państw, by po chwili przeskoczyć o dziesięć lat do przodu. Trzonem konfliktu fabularnego jest wątek tajnego życia Sue Storm-Richards, która dowiaduje się, że jej towarzysz – Agent Aidan – został schwytany i prawdopodobnie jest torturowany dla informacji.
W tych kilku zdaniach zamyka się cała fabuła pierwszego zeszytu. Zaczynamy retrospekcją, przechodzimy w monolog wewnętrzny głównej bohaterki streszczający nam jej życie oraz dokonania, następnie wprowadzany jest problem, którego jedynym rozwiązaniem jest zignorowanie polecenia służbowego. Proste jak konstrukcja cepa i nie wprowadzające niczego nowego. Ot, taki zalążek każdej historii szpiegowskiej. Jedyne, co zaskoczyło mnie w tym zeszycie to koncepcja, że Niewidzialna Kobieta jest szpiegiem-hobbystką.
Czytanie albumu było dla mnie trudne, ponieważ artyści odpowiedzialni za warstwę graficzną obrali kierunek, którego bardzo nie lubię. Styl kojarzący się z tandetnymi komiksami zrobionymi z klatek kiepskiego filmu animowanego. Nie jest to pierwszy komiks, w którym zauważyłem ten „plastikowy” trend.
Zawsze, kiedy czytam nowy komiks, staram się znaleźć jakiś pozytyw. W tym przypadku ciężko wskazać jakąkolwiek mocną stronę. Fabuła jest szczątkowa, oprawa graficzna boli. Gdyby wizualna strona była lepsza oraz wyrzucono ze scenariusza monolog będący zwykłym zapychaczem, to byłby to przeciętny początek, któremu mógłbym dać szansę w przyszłości.
Czytaliście już Invisible Woman #1? Może macie odmienne zdanie od mojego. Serdecznie zapraszam was do pozostawienia śladu w komentarzach.
Autor: Buarey
Nie lubię recenzji. Dlaczego? Bo często narzucają czyjś punkt widzenia. I to jest w jakiś sposób nieprawidłowe.
Nikt Ci ich przecież nie każe czytać. 🙂
Nikt mi nie zabroni recenzować recenzji.