„Loki” (2021) – Recenzja

Loki (2021)

Biorąc pod uwagę fakt, jak uwielbianą postacią jest Loki w wykonaniu Toma Hiddlestona, moja opinia może wydać się bardzo niepopularna, ale serial o Bogu Psot był dla mnie tą najmniej wyczekiwaną spośród zapowiedzianych przez Marvela produkcji serialowych wchodzących w skład Marvel Cinematic Universe. Ostatni seans Czarnej Wdowy pokazał, że może mieć to ostatecznie pozytywny wpływ na końcowy odbiór, bo produkcja nie musi dorastać do wygórowanych oczekiwań, jeśli takowe nie powstały jeszcze przed seansem. Różnica między serialowym Lokim i filmową Black Widow jest jednak taka, że pierwsze dwa seriale od Marvela podniosły w moich oczach bardzo wysoko poprzeczkę dla całego tego segmentu MCU, więc, chcąc czy nie chcąc, patrzyłam na Lokiego przez ich pryzmat. 

Loki

I w porównaniu do WandaVision i The Falcon and the Winter Soldier, niestety, w moim odczuciu Loki wypada najsłabiej. Nie oznacza to, że to słaby serial, bo po zakończeniu sezonu byłam usatysfakcjonowana seansem. Głównym problemem, na który jednak cierpi Loki, jest jego dość mozolnie poprowadzony początek. Przyznam szczerze, że pełną radość z oglądania i faktyczne wyczekiwanie na kolejne odsłony tej serii poczułam dopiero w okolicach trzeciego/czwartego odcinka. Pierwsze dwa opierały się bowiem przede wszystkim na podawanej nam powoli i skrupulatnie, głównie za pośrednictwem dialogów, ekspozycji. Twórcy starali się to nieco urozmaicić, chociażby wprowadzając do serialu animowaną postać Miss Minutes, przypominającą Pana DNA z serii Park Jurajski. Niestety, nawet takie scenariuszowe zabiegi nie pomogły mi ekscytować się początkiem serialu i naprawdę obawiałam się, że ten moment, w którym się z tym serialem szczerze polubię, nie nadejdzie. 

Loki

Na szczęście, z czasem się to zmieniło, gdy serial nie tylko zaserwował nam trochę akcji, ale też w centrum postawił to, co w serialach MCU podoba mi się najbardziej, czyli postacie i ich wewnętrzny rozwój. Bardzo cieszy mnie fakt, że twórcy nie poszli na łatwiznę i nie próbowali odcinać kuponów od sympatii fanów do naszego “starego Lokiego” i postanowili pozwolić tej postaci zmienić się, dojrzeć. Niewątpliwie ogromny wkład ma tu tajemnicza postać Sylvie, grana przez Sophię Di Martino. Oglądanie jej i Toma Hiddlestona na ekranie było dla mnie ogromną przyjemnością, nie tylko ze względu na to, jak scenariusz konsekwentnie i subtelnie buduje ich znajomość, lecz także dzięki bardzo dobrym kreacjom aktorskim Hiddlestona i Di Martino. Duet Loki-Sylvie, ich relacja to zdecydowanie to, co w tym serialu urzekło mnie najmocniej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak rzadko w MCU mieliśmy okazję obserwować właśnie te początki relacji między bohaterami i faktycznie dano nam czas na to, byśmy mogli w nie uwierzyć, a nie liczono, że dopowiemy sobie w głowie, co wydarzyło się poza kamerami.

Bardzo dobrze aktorsko wypada także cała obsada drugoplanowa. Mobius w wykonaniu Owena Wilsona okazał się być postacią, która z pewnością niejednemu widzowi skradnie serce. Osobiście bardzo mocno czekam na kontynuację jego wątku w kolejnym sezonie, bo wzbudził on moją sympatię i liczę na to, że jego przyjaźń z Lokim będzie nadal rozwijana. Właściwie cała obsada odcinka piątego zdecydowanie zostanie w moim sercu na dłużej i raczej nie jestem tu odosobnionym przypadkiem, bo kreacje (nie tylko) aktorskie Richarda E. Granta i Jacka Veala są ikoniczne. Czekam również na powrót Gugu Mbathy-Raw, która bardzo przekonywująco wcieliła się w rolę zimnej biurokratki, Ravonny Renslayer, która w przyszłości może jeszcze namieszać ze względu na jej komiksowe powiązania z pewnym wielkim złym. No i jej strój, podobnie jak cała stylistyka siedziby Time Variance Authority – cudo!

Loki

Wracając jednak do fabuły, Loki zdecydowanie najbardziej spośród wszystkich dotychczasowych seriali zatrząsł całym MCU, czego zupełnie się nie spodziewałam. Owszem, można było się domyślać, że to, co właśnie tu się wydarzyło, stanie się prędzej czy później (z naciskiem na “prędzej”), jednak nie sądziłam, że to właśnie Loki będzie źródłem tego trzęsienia ziemi. Ale dobrze, że tak się stało. Oglądając zwiastuny obawiałam się, że serial ten będzie skupiał się głównie na zabawie formą, zabawie charakterem tytułowego bohatera i jego podróżach w czasie. Może właśnie to tak obniżało moje oczekiwania, bo ja chciałam czegoś więcej, czegoś głębszego, dokładniejszej wiwisekcji postaci i na całe szczęście ostatecznie to dostałam i to w połączeniu ze świetnym finałem, który zapowiada naprawdę ekscytującą przyszłość całego uniwersum. 

Podsumowując zatem, Loki to dobry serial, który, w odróżnieniu od swoich dwóch poprzedników, dostarcza w finale i pozostawia po nim widza usatysfakcjonowanym, jednak zdecydowanie zbyt wolno się rozkręca, przez co w ogólnym rozrachunku wypada, jak na razie, najbardziej nierówno. Niewątpliwie pomógł mi on jednak bardziej związać się z Lokim, przedstawił mi przeuroczą Sophię Di Martino, której chciałabym widzieć na ekranie więcej i więcej, no i zaczął w historii filmowo-serialowego Marvela etap, na którego eksplorację bardzo mocno czekam.


Autorka: Dee Dee

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x