„Nebula #1” (2020) – Recenzja
Nebula #1 (2020)
Nie ma bólu, ale zachwytu też nie.
Ledwie co chwaliłem znakomity komiks kobiecy, jakim był pierwszy zeszyt mini-serii Gwen Stacy, a już w moje ręce trafił kolejny stworzony przez płeć piękną z tym, że tym razem jest to rzecz dość mocno przeciętna. Sympatycznie narysowana, tego odmówić się jej nie da, ale fabularnie mini-seria Nebula wypada blado i zachowawczo.
Nebula has grown under the shadows of Thanos and Gamora, but no longer! With her eyes set on a top-secret device, Nebula has big plans for her future—and she’s not about to let anyone get in her way! But her goal may end up costing her more than she’s willing to pay after a showdown with one of the cosmos most feared bounty hunters….Don’t miss out on this cosmically critical series launch from rising stars, Vita Ayala (PRISONER X) and Claire Roe (FEARLESS)!
Odpowiedzialna za scenariusz Nebuli Vita Ayala to żadna gwiazda na komiksowej scenie. Do tej pory zajmowała się tytułami, które bynajmniej nie należą do czołówki hitów wśród opowieści graficznych (Xena, Morbius, Supergirl) i chociaż czasem zdarza się, że nawet na takim polu artyści dają radę stworzyć coś zachwycającego (pamiętacie Vision i Mister Miracle’a Toma Kinga?), Ayala nie jest artystką tego poziomu, by przełamać schematyczność swojej fabuły.
Nebulę czyta się bez bólu i… to tyle. Za to bardzo przyjemnie się ogląda, bo szkocka ilustratorka Claire Roe odwaliła tu kawał dobrej roboty, mającej w sobie coś z klasycznego looku i współczesnej maniery. I dla jej rysunków warto, jeśli jednak szukacie czegoś w kosmicznych klimatach, co warto byłoby przeczytać, lepiej rozejrzyjcie się za starszymi tytułami.
Autor: WKP
Ta Nebula to nie czasem córka Thanosa. Który nie był dobrze nastawiony do grupy Avengers…