"Scarlet Witch #13" (2016) – Recenzja
Moja przygoda ze Szkarłatną Wiedźmą się nie kończy. Wręcz przeciwne! Niedawno pojawił się trzynasty zeszyt o przygodach Wandy Maximoff z serii Scarlet Witch, gdzie podróż jednej z najpotężniejszych magicznych postaci w całym uniwersum Marvela dopiero się rozkręca. Warto jednak przypomnieć sobie tak mniej więcej co się dzieje obecnie w życiu głównej bohaterki i na czym stanęła jej długa podróż.
Scarlet Witch chce zacząć nowe życie. Postanawia odpłacić za swoje błędy z przeszłości. Wybiera się więc w ekspedycję dokoła świata rozwiązując przestępstwa na tle magicznym. W tym celu używa swoich niepowtarzalnych i wyjątkowych zdolności.
Wanda jednak wciąż zmaga się ze swoimi osobistymi rozterkami. Za każdym razem, gdy używa magicznych zdolności i stosuje potężne zaklęcia, jej dusza się starzeje. Kiedy patrzy w lustro, widzi staruszkę, choć ona sama wygląda młodo i pięknie. Wandzie jest bardzo ciężko z brzemieniem, które musi dźwigać. Zwłaszcza teraz, gdy udaje się w wyprawę przez tzw. ”The Witches’ Road” i musi stawić czoło swojemu największemu wrogowi – własnej przeszłości.
Szkarłatną Wiedźmę czeka wiele zagadek do rozwiązania. Wszystko po to, by odkryć tajemnicę z minionych lat i dowiedzieć się czegoś więcej o swojej matce, Natalyi Maximoff, podającą się za poprzednią Scarlet Witch. W tej jakże trudnej i niekończącej się podróży przez różne mroczne światy, pomaga Wandzie Agatha Harkness – nieżyjąca już czarownica, która teraz duchem towarzyszy głównej bohaterce nawet w najgorszych chwilach.
Wciąż jestem ogromną fanką postaci Agathy. Jest niezwykle żywa jak na kogoś, kto nie żyje (a przynajmniej fizycznie)! Doradza ona Wandzie, podpowiada co ma robić, trwa z nią do końca podróży. Do tego jej niekończące się poczucie humoru uświadamia mnie, że nieważne dokąd się zmierza, z taką osobą podróż można uznać za udaną.
Mimo wszystko, Agatha nie ratuje całego zeszytu. Zwłaszcza jego strony wizualnej. Powiem szczerze. Nie podoba mi się kreska Jonathana Marksa-Barravecchia ani kolorystyka Rachelle Rosenberg. Kompletnie! Jest mega chaotycznie, wszystko się z sobą zlewa, nachodzi na siebie. A czasem nawet sama twarz Wandy czy Agathy jest rozmazana i wygląda jak jedna wielka plama. Ostatnia strona w szczególności prezentuje się nader nieciekawie, mówiąc delikatnie.
Ten zeszyt generalnie mnie nie ujął jakoś szczególnie. Nie jest nudny, nie jest też jakoś wybitnie wciągający. Nie spodziewałam się też takiego szybkiego zakończenia kulminacyjnej walki Wandy z własną przeszłością. Demony wcielające się w osoby nie tyle bliskie, co też takie, które kiedyś zraniła. To dlatego, że wyrządziła kiedyś krzywdę swojej rodzinie stara się odpokutować za swoje dawne przewinienia. Kiedy teraz mierzy się ze swoim koszmarem walka, którą toczy powinna być długa, żmudna i zajmująca cały zeszyt. W końcu to dawne czasy są największym wrogiem Scarlet Witch, z którymi (świadomie lub nieświadomie) walczy przez całe życie. A tu nagle bitwa trwa dosłownie chwilkę! Oj nie, nie spodobał mi się ten zeszyt…
Jestem nieco rozczarowana tym, co przeczytałam. Scenarzysta – James Robinson – najwidoczniej nie miał pomysłu, jak by tu przedstawić największą i najtrudniejszą walkę Wandy. Przewidywalna akcja, słaba walka finałowa (choć nie powiem, był jeden moment, który mnie zaskoczył, acz potem…znowu rozczarował), do tego sami artyści pracujący przy wykonywaniu technicznym komiksu raczej też nie mieli weny, bo wydaje mi się, że zrobili swoją pracę na odczep się.
Nie wiem, być może za wiele wymagam. Jestem wielce rozczarowana trzynastym numerem. Za jakiś czas pewnie ukaże się kolejny, czternasty numer i zadośćuczyni poprzednikowi. Mam taką cichą nadzieję. I obym się nie zawiodła!
Autorka: Rose