„Spider-Force #1 & The Vault of Spiders #1” (2018) – Recenzja
Spider-Force #1 & The Vault of Spiders #1 (2018)
Dzisiaj będzie krótko, szybko i zbiorowo. Bo dwa najnowsze tie-iny do Spider-Geddonu to rzeczy może różne od siebie, jeśli chodzi o grafikę, ale bardzo zbliżone tematyką i jakością. A że i na ich temat zbyt wiele powiedzieć się nie da (okej, da się, ale nie ma to sensu, bo musiałbym nieustannie powtarzać to, co już pisałem przy innych pozycjach z tej kategorii), dostaniecie opinię skondensowaną właściwie do maximum.
Najpierw kilka słów o treści. Spider-Geddon trwa, Dziedziczący wrócili, a Pająki z różnych wymiarów znów zjednoczyli się w walce ze wspólnym wrogiem. I walczą, walczą, trochę walczą, a w przerwach przygotowują się do kolejnych pojedynków i misji. I tak oto w Vault of Spiders, będącym zbiorem krótkich historyjek z Pajęczakami, Spiderarmia stara się ocalić multiwersum od zagłady. Jednocześnie poznajemy różnych Spiderów, od Pająka z Dzikiego Zachodu, przez Spider-Mana prosto z piekła, po Supaidamana z japońskiego serialu z lat 70.
Tymczasem w Spider-Force Kaine (Scarlet Spider) kontynuuje swoją samobójczą misję. Pomaga mu Spider-Woman, ale najwyraźniej cała prawda na temat zadania nie ujrzała jeszcze światła dziennego. W towarzystwie Ashley Burton, Astro-Spidera i Spider-Kida nadchodzi czas przekonania się, co czeka w trakcie jego wypełniania.
I to tyle. Jest nieźle, ale tylko nieźle. Nieźle, oczywiście, dla miłośników Spider-Mana, dla których kolejne jego wcielenia i związane z tym niuanse, okażą się smaczkami wartymi poznania. Cała reszta jednak spotka się tu z przeciętnymi komiksami akcji, z których niewiele wynika. Ich cel jest prosty – wyciągnąć więcej kasy od fanów. Z drugiej jednak strony takie przedłużenie eventu sprawdza się całkiem nieźle i daje szansę dłuższego cieszenia się z opowieści. Ale to tyle dobrego, jeśli chodzi o treść.
Co się zaś tyczy rysunków, są różnorodne, ale całkiem dobre. Najlepiej wypadają tu przygody Kaine’a, z ich mroczną, realistyczną szatą graficzną, najsłabiej – trudno powiedzieć, bo reszta trzyma nie najgorszy poziom i nie razi w oczy tak, jak niektóre tie-iny do Spiderversum. To cieszy.
Mimo to i tak mamy tu do czynienia z niezbyt zachwycającymi zeszytami. Da się je przeczytać bez bólu, mają też dobre momenty i… to właściwie tyle. Miłośnicy może i będą zadowoleni, ale to trochę zbyt mało jak dla mnie. Tym bardziej, że całość jest mocno wtórna i smakuje kotletem, który ktoś odświeżał już po raz n-ty.
Autor: WKP