„Świt X: New Mutants” – Recenzja
Świt X: New Mutants
Całkiem nowi mutanci
Wydawanie przygód mutantów pisanych przez Hickmana trwa. Gość ten pokazał nam, co potrafi, wywrócił serię do góry nogami. Zrobił rewolucję i pozamiatał. No i nadal to robi. Co prawda teraz bardziej stawia na akcję, ale nadal nie zapomina, że najważniejsi się bohaterowie. Efekt jest taki, że choć to właściwie tom poboczny do wydanego równocześnie z nim tomu X-Men, to jednak absolutnie wart poznania, bo doskonale uzupełnia tamtą historię. Oto Świt X: New Mutants.
Młodzi mutanci ruszają w kosmos. Chcą odszukać dawnego przyjaciela, a znajdują… same kłopoty! Z raju na wyspie Krakoa trafiają prosto do nieprzyjaznego Imperium Shi’ar, w którym trwa zaciekła rywalizacja o władzę na cesarskim dworze. Czy Magik, Sunspot, Wolfsbane i inni New Mutants wyjdą z niej cało? I jaką rolę odegrają w tej intrydze gwiezdni piraci ze Starjammers oraz ich tajemniczy ładunek? Scenariusz tego tomu napisał Jonathan Hickman – mistrz pełnych rozmachu, drobiazgowo zaplanowanych opowieści, znany z „Fantastycznej Czwórki” i sagi o Avengers zakończonej „Tajnymi wojnami”. Charakterystyczne rysunki stworzył Rod Reis („Doktor Strange”, „Tajne imperium”). Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „New Mutants” #1–2, #5 i #7.
Uwaga: tom „Świt X – New Mutants” należy do cyklu „Świt X”. Ukazujące się w nim komiksy kontynuują wątki z albumu „Ród X/Potęgi X”, w którym scenarzysta Jonathan Hickman otworzył zupełnie nowy rozdział w historii Marvelowskich mutantów. Polecamy również serię główną opowiadającą o przygodach X-Men, czyli „Świt X – X-Men”, która kontynuuje niektóre wątki z albumu „Świt X – New Mutants”.
X-Men od Hickmana to opowieść na serio. Takie dramatyczne, pozbawione humoru przygody, serwowane nam jednocześnie w sposób bardziej skomplikowany, niż w większości podobnych serii. Facet jest pomysłowy i potrafi wycisnąć z oklepanych nawet motywów coś świeżego, coś nowego i coś fascynującego. I właśnie to serwuje nam tutaj. Co prawda to tylko uzupełnienie głównego tomu, ale jakże znakomite.
W X-Men Hickmana najbardziej cenię sobie chyba to, że jego postacie są poważniejsze, bardziej ponure, kojarząc się z mroczną erą komiksu, ale przede wszystkim daleko im do prawdziwych bohaterów. X-Men w jego wykonaniu wcale nie są tacy dobrzy, nie są to nieskazitelne jednostki, każdy z nich ma swoje cele, kombinuje i w większości przypadków nawet lubić się ich nie da. To takie typy, które może i chcą dobrze, ale uważają, że wiedzą najlepiej i że tylko ich wizja jest jedyną słuszną, więc starają się przekonać do niej wszystkich. Za wszelką cenę i po trupach. To już nie cukierkowe postacie walczące o akceptację. Tylko wyrachowani gracze, którzy niczym nie różnią się od świata, który uważają za będący przeciw nim.
Są jeszcze do tego różne schematy i motywy, które Hickman odtwarza, łączy, miesza ze sobą. I świetna szata graficzna plus niezawodnie dobre wydanie. W skrócie, obok Nieśmiertelnego Hulka, mutanci Hickmana to najlepsze, co Marvel Fresh ma do zaoferowania.
Chronologia czytania Świtu X:
– X-Men #1
– New Mutants #1
– X-Men #2-3
– New Mutants #2-3
– X-Men #4
– New Mutants #5 i 7
– X-Men #5-7 i Giant Size
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.