KomiksyTeksty

„The Unworthy Thor #4” (2017) – Recenzja

The Unworthy Thor #4
To tylko młot…

Zróbcie przejście! Nadchodzi fantastyczna czwórka – ale nie ta, o której myślicie. Syn Odyna, Korbinityńczyk, przerośnięty kozioł i diabelski pies to kwartet, któremu ciężko się przeciwstawić. Utorują sobie drogę na wolność choćby po trupach, a że na ścieżce leży Mjolnir, to już inna sprawa.

Czwarty zeszyt mini-serii The Unworthy Thor funduje nam przeciwieństwa: rozwałkę i nostalgiczny powrót do przeszłości. Mała drużyna Odinsona jest zdeterminowana, by dać Kolekcjonerowi i jego sługusom nauczkę. Sam bohater nie zamierza natomiast opuszczać Starego Asgardu bez młota, i nawet Black Swan i Proxima Midnight nie są w stanie mu przeszkodzić. Mjolnir szepcze, Mjolnir krzyczy, Mjolnir wzywa swojego Thora, bo od szeptu się zaczęło, a skończy się na piorunie.

Oprócz widowiskowych walk w siedzibie Kolekcjonera, w tym numerze Jason Arron nie posuwa całej historii zbytnio do przodu, ale nie jest to minus. Przeciwnie, fabuła nabiera głębi; w zamian dostajemy bowiem kolejną porcję przemyśleń Odinsona i krok po kroku odkrywamy prawdziwe relacje łączące herosa i młot. Za pomocą flashbacków obserwujemy trzy sceny z Thorem i Mjolnirem: pierwszą, w której młody książę Asgardu nie jest jeszcze godny magicznej broni i w rozmowie z matką zastanawia się, co powinien zrobić, by zasłużyć na taką nagrodę; drugą – dość romantyczną – z Jane Foster, gdy bóg piorunów ma już pełne prawo, by nazywać się Thorem, i ostatnią, również z Jane, gdy przywilej ten stracił.

Każde z tych wspomnień ma istotne znaczenie, jeśli chodzi o kształtowanie charakteru Odinsona. Od rozpieszczonego paniczyka, który uważa, że zabicie smoka załatwi każdą sprawę, poprzez dojrzałego boga, martwiącego się o to, co przyniesie kolejny dzień, aż po zdruzgotanego człowieka, z którego przeznaczenie okrutnie zakpiło. Cóż, nie na darmo mówi się, ze historia kołem się toczy. Trzeba bowiem wrócić do punku wyjścia, by ponownie stać się godnym. Każda broń, nawet ta zrobiona z Uru, ciągle jest tylko orężem – to nie młot czyni bohatera. Ale czy Odinson uwierzy w dawne słowa Freyi i Jane, i zrozumie je na tyle, by obecna niegodność odeszła w zapomnienie? Koniec tego zeszytu zostawia nas z tym pytaniem i ogromnym cliffhangerem.

Oglądanie dawnego Thora i porównywanie go z tym obecnym, sprawiło mi wiele radości. Podobnie jak w przypadku pierwszego zeszytu i w tym mamy bardziej zaznaczony czynnik ludzki niż boski. Syn Odyna dorasta jak każdy nastolatek, a wszystkie nowe doświadczenia, dobre i złe, uczą go czegoś. Beztroska, próżność i duma z czasem zostają zastąpione chęcią sprawdzenia się i rozwagą, a koniec końców bezsilnością i żalem. To interesujące przyglądać się, jak koło fortuny nie oszczędza nawet księcia Asgardu – raz jest się na górze, a raz na dole, tylko po to, by nabrać rozpędu i podnieść się kolejny raz z jeszcze większą siłą. Eh, życie!

Byłam przekonana, że warstwa wizualna tej serii niczym już mnie nie zaskoczy, aż wyszedł numer czwarty i udowodnił mi, jak mało wiem. Tym razem historię obrazuje nam kilku artystów, z których każdy – wcześniej lub później – miał już okazję powoływać Thora do życia na kartach komiksów. Olivier Copiel i Kim Jacinto dalej odpowiadają za główny watek fabularny, ciągle dostarczając nam niesamowitych mitologiczno-magicznych doznać wizualnych. Oprócz nich, młodego Asgardczyka przedstawia swoją kreską Frazer Irving; dojrzałego herosa  władającego Mjolnirem w przeszłości rysuje Esad Ribic, a niegodny Thor we flashbackach jest dziełem Russella Dautermana. Każdy z nich, poprzez własny unikalny styl, idealnie oddaje sens wybranych scen. Ilustracje zmieniają się tak samo jak charakter Odinsona – dojrzewają wraz nim, od prostych postaci bez wyrazu i surowych linii, do szczegółowych, czasem wymyślnych obrazów i bohaterów jak żywych. Kolory użyte w tym zeszycie przez Matthew Wilsona i Matta Millę również ewoluują. Wspomnienia utrzymane są w odcieniach brązów, beżów i różów, by na kolejnych kartach wybuchać nam w twarz feerią barw. To wszystko sprawia, że znowu muszę wygłaszać na ten temat peany.

The Unworthy Thor #4 w pełni mnie usatysfakcjonował. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej jakaś seria sprawiała mi tyle radości i emocji każdym kolejnym numerem. Znowu dostałam świetnie napisany scenariusz i doskonale z nim współgrające ilustracje. Został tylko jeden zeszyt do końca przygody, a pytań ciągle jest więcej niż odpowiedzi. I to napięcie jest wspaniałe – niby wszyscy wiemy, że syn Odyna w końcu musi podnieść Mjolnir, ale chyba zapominamy, że obywał się bez niego przez 3 komiksowe lata, więc czemu miałoby to stać się teraz? Tym bardziej, że gdzieś za rogiem czai się Thanos, który również pragnie młota, a tej persony nie poszczuje się psem, nawet takim z piekła rodem.

Jeśli jeszcze nie zaczęliście czytać Niegodnego Thora, zróbcie to jak najszybciej  – gwarantuję, że nie będziecie rozczarowani. A ja poczekam sobie spokojnie (ha ha) na finał.


Autorka: Zireael

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x