„X-Men: Black – Magneto #1” (2018) – Recenzja
X-Men: Black – Magneto
Jeden krótki komiks potrafi zmienić światopogląd i postrzeganie postaci, którą zna się od dzieciństwa. Uważałem, że Magneto jest zły dla samego faktu bycia złoczyńcą. Kiedy przeczytałem ten zeszyt, dostrzegłem w Eriku Lehnsherrze więcej człowieczeństwa, niż w postaciach będących genotypowo pełnoprawnymi ludźmi.
Linia komiksów o mutantach z oznaczeniem Black jest serią pojedynczych, zamkniętych opowiadań. Każdy zeszyt to kadry poświęcone innej postaci, dzięki czemu możemy skupić się na dogłębnym studium protagonisty. Black różni się od klasycznych „One Shotów” Marvela tym, że zawiera w sobie jedną z pięciu części historii Degeneracja poświęconej Apokalipsowi.
Pierwszą część zeszytu poświęcono wspomnianemu na początku Magneto – odwiecznemu wrogowi bohaterskich X-Menów. Chris Claremont prezentuje go z zupełnie innej strony. Kojarzony z radykalnymi poglądami, Erik jest w głębi ducha romantykiem i artystą. Okazuje to w rozmowie z młodą kelnerką, kiedy rozmawiają o marzeniach i podróżach między gwiazdy. To spotkanie utwierdza go w tym, jaki jest cel jego podróży i dlaczego znalazł się na zapomnianym przez życie pustkowiu. Przybył po dzieci przetrzymywane w ośrodku karnym za sam fakt posiadania aktywnego genu X. Mimo opinii radykała znajduje w sobie siłę, by oszczędzić ludzi uciskających niewinnych nastolatków. W tej konfrontacji nie ucierpiał żaden człowiek, mimo faktu, iż to ludzie pierwsi otworzyli ogień w kierunku Magneto.
Druga połowa zeszytu jest skrajnym kontrastem fabularnym w stosunku do części poprzedzającej. Kontrastem jest również postać En Sabbah Nura zwanego Apokalipsem. Już początkowe kadry obrazują nam, jakim szaleństwem obleczony jest umysł Pierwszego Mutanta poszukującego sposobu na przedłużenie swojego istnienia. Wypadek w trakcie przeniesienia jaźni przenosi bohatera na inny, obcy mu świat oraz degeneruje ciało cofając wszelkie mutacje wywołane genem X oraz latami eksperymentów. Apokalips powoli staje się człowiekiem.
Obie historie to intrygujące spojrzenie na klasycznych antagonistów znanych z wieloletnich zmagań z X-Menami. Uważam, że historia z Magneto jest warta uwagi, ze względu na bardzo ludzkie aspekty postaci Erika, których często brakuje innym postaciom. Degeneration prezentuje sobą początek solowej opowieści En Sabbah Nura będącej wielką tajemnicą. Pierwsza część z pięciu nie sygnalizuje kierunku, w jakim zmierza Apokalips.
Strona graficzna tego albumu to prace dwóch ekip prezentujących całkowicie różne style. Ostra, gruba kreska w kontraście dla cienkiej i delikatnej. Artyści dobierający kolory kadrów działali według podobnej zasady. Czyni to odbiór obu dzieł przyjemnym. Elementy graficzne bardzo dobrze współpracują z opowiadanymi historiami.
Erik Lehnsherr okazał się być postacią dużo głębszą, niż sądziłem. Jedna historia zmieniła mój pogląd i wzbudziła współczucie. Uważam, że jest to jeden z najlepszych sygnałów, iż historia jest dobra i warta uwagi. Szczerze polecam i jestem ciekaw Waszej opinii na temat omawianego dzisiaj zeszytu.
Autor: Buarey