„X-Men: Hellfire Gala #1” (2023) – Recenzja
X-Men: Hellfire Gala #1 (2023)
Gala trwa
Pojawiła się nowa Hellfire Gala. To już w sumie taka coroczna tradycja, a przy okazji pretekst, aby coś u marvelowych mutantów pozmieniać, coś przetasować, na coś przygotować postaci (i czytelników), no i to właśnie mamy także tym razem. Takie wprowadzenie do eventu Fall of X (okej, któreś już z kolei, ale tym razem bardziej wyraziste i konkretne). A przy okazji, choć pisze to Duggan, całkiem porządny wyszedł z tego komiks.
THE FALL OF X BEGINS HERE! The Hellfire Gala is always the biggest event of the season…but this year’s will change everything for Krakoa. What is meant to be mutantkind’s biggest night becomes their biggest nightmare as the Fall of X begins! All your favorite X-Men are going to be left reeling after this one – shocking revelations, stunning betrayals, horrifying tragedy, impossible deaths…and of course the most glamorous looks of the year, all in one CANNOT-MISS package!
Masa artystów, świętowanie, niczym jakiś jubileusz, wesele czy coś w ten deseń, ale tym razem całkiem to wyszło. Ubiegłoroczna Gala jakoś tak nie do końca do mnie przemówiła i trafiła. Tym razem jest znacznie lepiej (albo to ja obniżyłem swoje oczekiwania). Tak czy inaczej, mamy tu parę ciekawych i znaczących rzeczy, ciekawe wprowadzenie do tego i owego, no i jeszcze całkiem solidną dawkę stron, bo niemal 80. Jest więc miejsce i czas na odpowiednie ukazanie wszystkiego.
Ogólnie lawiruję tak w tej recenzji, bo nie ma sensu za dużo pisać o treści. Tu już trzeba po prostu usiąść i przeczytać, samemu odkryć i się przekonać. Przynajmniej ci, którzy zamierzają czytać Fall of X albo po prostu fani mutantów (co zresztą się pokrywa, bo ci czytać będą na pewno). Reszcie te wydarzenia i tak są zbędne, więc tak po prawdzie zdradzać za wiele nie ma co.
Ale jest naprawdę kozacko. Przyjemnie, lekko, ale i z odpowiednią dozą czegoś mocniejszego (żeby nie powiedzieć rzeźniczo-masakrycznego), cięższego i ważniejszego. I fajnie narysowane jest to wszystko, chociaż nie zawsze jest to podobny poziom, wiadomo jednak, cała masa artystów pracujących nad tym, a operujących odmiennymi stylami nie mogła dać innego efektu. Tak czy inaczej dobry to zeszyt. Duggan, za którym w poważniejszych formach nie przepadam, tym razem się spisał.
Autor: WKP