„You are Deadpool #1” (2018) – Recenzja
You are Deadpool #1 (2018)
Przemysł komiksowy ma to do siebie, że czasem zaczyna łapać się za własny ogon, bo powoli przestaje mieć coś nowego do zaoferowania. Tyczy się to zwłaszcza kwestii mainstreamowego komiksu, do którego należą niewątpliwie wyroby od Marvel i DC. Odpowiedzią, a przynajmniej pewnym powiewem świeżości, miała być najnowsza mini-seria traktująca o Deadpoolu czyli You Are Deadpool. Nowy pomysł Marvela pozwala nam się niejako wcielić w postać gadatliwego najemnika i poprowadzić jego losy przez następne strony komiksu. Wade Wilson nie od dziś jest znany ze swojej umiejętności porozumienia się z czytelnikiem czy też widzem (w zależności o jakim medium mowa), więc kto inny, jak nie on, nadaje się do czegoś takiego? Odpowiedź poznacie w poniższym tekście.
Otwierające strony pierwszego z pięciu zeszytów są niejako „tutorialem”. Wiecie – segmentem treningowym jaki znamy z wielu gier wideo, gdzie jakiś sensei (w tym wypadku… ehhh… Deadpool) prowadzi nas przez wstępny samouczek. Dzięki niemu zapoznajemy się z mechanikami rządzącymi światem gry. W tym wypadku niezbędna okaże się kostka do gier, jeśli chcemy wsiąknąć w to, co oferują nam kartki kom… e… gry. I przyznam szczerze. Jako osoba, która obecnie faktycznie od bidy pogrywa w różne role-playe, taka mechanika prowadzenia narracji bardzo mi przypadła do gustu. Oczywiście z racji tego, iż jest to jednak komiks, nasze wybory są ograniczone do kilku wariantów. Ich efekty są zaś opisane w sąsiadujących kwadracikach. Przykładowo, jeśli wygrałeś pojedynek, przejdź na stronę 17, a jeśli przegrałeś – na stronę 18 itd.
Ale, ale… w tym nawet jest fabuła, oparta na zleceniu oczywiście. Deadpool ma odzyskać jakiś rodzaj hełmu, który pozwala na podróże w czasie. To, czy mu się uda, naturalnie zależy od nas. Historia, jak się okazuje, jednak nie zamyka się na jednym zeszycie i w zależności od naszych poczynań, przyjdzie nam czekać na konkretny numer określoną ilość czasu.
Na pochwałę zasługują również mini-gry rozsiane po całym zeszycie oraz system punktów, który jest czynnikiem decydującym właśnie o tym, po jaki numer sięgniemy w następnej kolejności . Wzbogaca to znacznie ilość czasu, jaki poświęcamy lekturze, ale przy tym się nie nudzimy. Jest to jeden z tych wyjątków, w których warto zobaczyć pozostałe rozwiązania, jakie może nam opowieść zaserwować.
Całość jest narysowana przez relatywnie popularnego rysownika Salve Espina, który znany jest już z kilku powieści poświęconych Deadpoolowi, np. Deadpool vs. Carnage czy też Deadpool vs. Deadpool, gdzie przy obu współpracował z inną gwiazdą komiksowego panteonu czyli Cullenem Bunnem. Za scenariusz odpowiada Al Ewing, który pisał m.in. Lokiego – Agenta Asgardu czy Mighty Avengers.
Przyznam szczerzę, że zabawa jest przynajmniej na początku wyborna, bo nie spotkałem się z taką formą prowadzenia narracji. Jest to jednak dość czasochłonne, bo chociaż zakończenia mamy dwa, czasem można się w tym pogubić, a kartkowanie komiksu w poszukiwaniu konkretnego numerka panelu, na który nas wzywa gadatliwy bohater, bywa upierdliwe. Nie zmienia to natomiast faktu, że czytając komiks za pierwszym razem, bawimy się świetnie. Jak wspomniałem wyżej , w zależności od naszego wyniku, komiks decyduje, gdzie wylądujemy w przyszłości.
Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że lepiej byłoby poczekać na pełne wydanie albumu w jednym TPB (Trade Paperback), który zostanie odpowiednio dostosowany pod to… RPG. Warto tu zaznaczyć, że osoby które po prostu Deadpoola nie lubią, nie polubią go i przez ten zeszyt, bo wszystko jest przesycone charakterystycznym humorem, z jakiego seria słynie. Dla pozostałych to będzie oczywiście zaleta, więc warto sięgnąć po nową produkcję Marvel Comics.
Nie zapomnijcie tylko zaopatrzyć się w kilka kostek do gry i kartkę papieru.
Autor: Zilla