„X-Men of Apocalypse Alpha” #1 (2025) – Recenzja
X-Men of Apocalypse Alpha #1 (2025)
Czas powtórek
Marvel wydał kolejny zupełnie zbędny, nikomu niepotrzebny zeszyt – X-Men of Apocalypse Alpha #1. Przez chwilę można się było cieszyć, bo u steru zasiadł Jeph Loeb, bo kiedyś w komiksach to był ktoś, ale niestety od dawna już nie daje rady i tylko sporadycznie coś mu wychodzi. Kto więc liczył, że wyszło mu i mamy tu drugie Last Halloween, lepiej niech przygotuje się na poziom Hush 2.
THE X-MEN OF APOCALYPSE CRASH INTO THE MAIN MARVEL UNIVERSE! A dystopian future created when Charles Xavier was killed, AGE OF APOCALYPSE is home to a war-torn group of X-Men led by Magneto. In order to free their Earth from Apocalypse’s cruel reign, they were willing to sacrifice their very existence-or so they thought! The main timeline was restored, Apocalypse was defeated, but their world lived on! Taking place in the direct aftermath of the original crossover’s explosive finale, X-MEN OF APOCALYPSE reignites the mission of this iconic reality’s X-Men as they journey here to ensure their universe’s survival. This desperate mission will take them into the main Marvel Universe, where they will come into conflict with their classic counterparts, forever impacting both team’s destinies!
Co tu zgrzyta? Masa rzeczy. Fabuła jest wtórna, ale na to można przymknąć oko, bo w superhero chyba od lat nie ma już nic oryginalnego. Ale to, jak Loeb przygotował ten komiks to już inna bajka. Nawrzucał tu postaci, które nakreślił grubą, ale jednocześnie bardzo prostą krechą, akcję zaś skroił w sposób zbyt szybki, przez co skacze od jednej sceny do drugiej, nie dając nam szansy wczucia się w cokolwiek. Cokolwiek się dzieje, nie ma w tym niczego interesującego, za to jest pewne przekombinowanie (jakbym czytał jego Batmana i Supermana) i postawienie na akcję…
… która nie robi absolutnie żadnego wrażenia, bo komiks został narysowany po prostu brzydko, z nadmiarem efektów komputerowych, przez które wygląda, jak gra komputerowa próbująca udawać ręcznie rysowaną kreskę, a ja zwyczajnie tego nie znoszę. Może komuś się to spodoba, ale dla mnie nie ma to za wiele wspólnego ze sztuką komiksową niestety. Bez serca, bez ducha, za to z dużą dawką sztuczności.
Ot taki komiks, jak ostatni Spider DeMatteisa – przykry przykład wypalenia i jak upadają legendy. Nie mówię, że od razu trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, że zacytuję klasyka, ale trzeba dobrego redaktora, który wiedziałby, jak nimi pokierować, ale Marvel już dawno przestał dbać o jakość, tak filmów i seriali, jak i komiksów.
Autor: WKP