„Conan The Barbarian #1-2” (2019) – Recenzja

Conan The Barbarian #1-2 (2019)
Barbarzyńca znów pod skrzydłami Marvela

Kiedy byłam młodsza wierzyłam, że jedynym prawdziwym Conanem jest Arnie. Animowane serie, jakie wówczas namiętnie oglądałam, były niezłe, ale wciąż synonimem barbarzyńcy z Cymerii był dla mnie Arnold. Lata mijały, a im więcej czytałam, tym bardziej rozumiałam, jak bardzo aktor minął się z pierwotną wizją Roberta E. Howarda, ograniczając postać do stosu wyrzeźbionych mięśni. Paradoksalnie nienajlepszy film z 2011 roku, z Jasonem Momoą w roli głównej, przedstawił nam jedną z doskonalszych wersji Conana. Żeby jeszcze bardziej przybliżyć nam postać najbardziej znanego literackiego barbarzyńcy, na początku tego roku Marvel wydał nową serię komiksów o prostym tytule Conan The Barbarian. Najbardziej zaskakująca rzeczą jest to, iż ma się ona skupiać nie na życiu, a na śmierci bohatera. Co z tego wyszło? Posłuchajcie.

Na dzień dzisiejszy, ukazały się dwa zeszyty z tej serii. Oba z cudownymi okładkami Esada Ribića, które przypominają mi prace Franka Frazzetty przedstawiające Conana. Style obu artystów znacznie się różnią, ale te nieliczne podobieństwa dowodzą inspiracji klasyką, co może stanowić swoisty hołd oddany przeszłości. Podobnie jest z fabułą. Już pierwsze dwa zeszyty, choć został w nich poruszony wątek śmierci Conana, skupiają się na oddzielnych historiach, w których tylko pojedyncze elementy będą wskazywać, jak do tego doszło. Tym samym przypomina to pierwsze opowiadania Howarda o Cymeryjczyku, wychodzące niekoniecznie chronologicznie i nie zawsze ze sobą powiązane, ale niezmiennie zdradzające kolejne szczegóły z życia bohatera. Jason Aaron w komiksie robi to samo, tylko skupiając się na śmierci. Mam nadzieję, że kolejne zeszyty będą to kontynuować.

Co do samej fabuły i wątku śmierci, tak jak podejrzewałam, wykończenie tego konkretnego barbarzyńcy wiąże się z dość paskudnym podstępem, ale jest to jak najbardziej logiczne i rozsądne rozwiązanie. Mało kto byłby w stanie dotrzymać mu pola, a tak, jego przeciwnikiem można by uczynić nawet dziecko. Niestety, pierwszy zeszyt kończy się dość paskudnym clifhangerem, który, jak na mój gust, nie zostanie rozwiązany aż do finału wątku. Z perspektywy czytelnika to straszne, szczególnie jeśli w dalszych częściach utrzyma się tendencja zdradzania niewielkich fragmentów głównej linii fabularnej. Dobrze, że przygody Conana są naprawdę ciekawe i intrygujące, bo ta drażniąca niepewność byłaby naprawdę wkurzająca.

Conan The Barbarian jest komiksem wybitnie opisowym. Stosunek dymków dialogowych do narracyjnych jest wyjątkowo mały. Zupełnie jakby autor starał się dodatkowo podbić klimat samych kadrów, dołączając do nich uzupełniający opis. Jest to bardzo ciekawy zabieg, biorąc pod uwagę małomówność głównego bohatera i jego wybuchowy charakter, a całkiem nieźle się sprawdza. W tym wypadku grafiki i słowa to dwa różne media, które doskonale się uzupełniają, tworząc pełniejszą, klimatyczną opowieść. Jeśli dołożymy do tego prostotę Conana wierzącego tylko w siebie i w swój miecz, z niechęcią podchodzącego do wszelkich przejawów magii, otrzymamy bardzo klasyczną opowieść w howardowskim duchu. Jedyne, co się zmienia, to sposób jej przekazania.

Co do grafik stworzonych przez Mahmuda Asrara, to mam wobec nich bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony nie jestem fanką wizualnych uogólnień i uproszczeń, których pełno szczególnie na dalszych planach poszczególnych kadrów, ale daleko im do bezładnych plam. Jedna czy dwie kreski w odpowiednich miejscach i sprawiają wrażenie dostatecznie szczegółowych, by mi się to podobało. Ciekawy jest natomiast projekt postaci Conana. Oczywiście ciemne włosy i zimne, niebieskie oczy zgadzają się z wizją Howarda, ale twarz, a w szczególności linia szczęki, bardzo przypominają mi Wolverine’a. Może oczywiście chodzić o podobną zwierzęcą siłę cechującą ich obu, ale podobieństwo jest dość uderzające. Przynajmniej według mnie.

Kolejnym ciekawym zabiegiem, również stanowiącym hołd w kierunku klasyki, jest publikacja na końcu komiksu powieści w odcinkach. Oczywiście jak najbardziej „conanowej” choć nie stworzonej przez Howarda. Black Starlight czyta się całkiem nieźle, ale dla mnie stanowi bardziej przyjemną ciekawostkę, niż cokolwiek innego. Zakładam, że w kolejnych częściach akcja bardziej się rozkręci. Czy ma coś wspólnego z główną fabułą komiksu? Na obecną chwilę trudno orzec, ale i tak miło, że twórcy pomyśleli o czymś tak klimatycznym.

Jestem naprawdę zachwycona nową odsłoną Conana. Jest w niej sporo odniesień do klasyki, ale bez zatracenia własnego ja. Twórcy postanowili tchnąć w postać barbarzyńcy nieco nowego życia, ale nie zapominając o jego korzeniach. Grafiki są cudne, fabuła rozsądna i ciekawa, napięcie rozłożone tak, że chce się kupować i czytać kolejne zeszyty. Poza tym to Conan. Kiedy atakuje go horda zombie, rozwala ich tak, jakby to była horda zwykłych śmiertelników, bo tak naprawdę nie ma różnicy. Nie ma co sobie komplikować życia, a komiks jest po prostu dobry. Szczerze polecam.


Autorka: Powiało Chłodem


 

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x

Agencja T.A.R.C.Z.A. zmusiła nas do śledzenia twoich poczynań poprzez pliki cookie! Czym są T.A.R.C.Z.A. i pliki cookie dowiesz się tutaj.

Co to są pliki cookies? Cookies, zwane również ciasteczkami (z języka angielskiego cookie oznacza ciasteczko) to niewielkie pliki tekstowe (txt.) wysyłane przez serwer WWW i zapisywane po stronie użytkownika (najczęściej na twardym dysku). Parametry ciasteczek pozwalają na odczytanie informacji w nich zawartych jedynie serwerowi, który je utworzył. Ciasteczka są stosowane najczęściej w przypadku liczników, sond, sklepów internetowych, stron wymagających logowania, reklam i do monitorowania aktywności odwiedzających. Jakie funkcje spełniają cookies? Cookies zawierają różne informacje o użytkowniku danej strony WWW i historii jego łączności ze stroną. Dzięki nim właściciel serwera, który wysłał cookies, może bez problemu poznać adres IP użytkownika, a także na przykład sprawdzić, jakie strony przeglądał on przed wejściem na jego witrynę. Ponadto właściciel serwera może sprawdzić, jakiej przeglądarki używa użytkownik i czy nie nastąpiły informacje o błędach podczas wyświetlania strony. Warto jednak zaznaczyć, że dane te nie są kojarzone z konkretnymi osobami przeglądającymi strony, a jedynie z komputerem połączonym z internetem, na którym cookies zostało zapisane (służy do tego adres IP). Jak wykorzystujemy informacje z cookies? Zazwyczaj dane wykorzystywane są do automatycznego rozpoznawania konkretnego użytkownika przez serwer, który może dzięki temu wygenerować przeznaczoną dla niego stronę. Umożliwia to na przykład dostosowanie serwisów i stron WWW, obsługi logowania, niektórych formularzy kontaktowych. Udostępniający używa plików cookies. Używa ich również w celu tworzenia anonimowych, zagregowanych statystyk, z wyłączeniem personalnej identyfikacji użytkownika. To pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób użytkownicy korzystają ze strony internetowej i pozwala ulepszać jej strukturę i zawartość. Oprócz tego, Udostępniający może zamieścić lub zezwolić podmiotowi zewnętrznemu na zamieszczenie plików cookies na urządzeniu użytkownika w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania strony WWW. Pomaga to monitorować i sprawdzać jej działania. Podmiotem tym może być między innymi Google. Użytkownik może jednak ustawić swoją przeglądarkę w taki sposób, aby pliki cookies nie zapisywały się na jego dysku albo automatycznie usuwały w określonym czasie. Ustawienia te mogą więc zostać zmienione w taki sposób, aby blokować automatyczną obsługę plików cookies w ustawieniach przeglądarki internetowej bądź informować o ich każdorazowym przesłaniu na urządzenie użytkownika. Niestety, w konsekwencji może to prowadzić do problemów z wyświetlaniem niektórych witryn, niedostępności niektórych usług. Więcej na ten temat znajdziecie tutaj --> https://ec.europa.eu/info/cookies_pl

Zamknij