„Deadpool się żeni” – Recenzja
Deadpool na ślubnym kobiercu?!
W moje rączki trafił kolejny komiks o bohaterze, którego niewyparzona gęba jest bardzo rozpoznawalna w świecie Marvela, a jego sylwetką można by straszyć małe dzieci, bo przypomina Freddy’ego Kruegera z Ulicy Wiązów. Tak, mowa o Deadpoolu. Owa postać jest teraz znana szerszemu gronu odbiorców, dzięki filmowi studia FOX (o tej samej nazwie). Podobnie jak niezwykły jest sam bohater, posiadający czynnik gojący, tak samo niezwykłe są jego przygody. Wydawnictwo Egmont postanowiło więc przybliżyć dalsze losy Wade’a Wilsona, wydając kolejny tomik z nim w roli głównej. Tym razem o wdzięcznym tytule Deadpool się żeni.
Jak sama nazwa wskazuje, w komiksie możemy zobaczyć kilka ujęć ze ślubnego kobierca Wade’a i tajemniczej, seksownej Shikali (władczyni demonów, pierwotnie miała zostać oblubienicą Drakuli, ale Deadpool troszkę się wtrącił). Na tym jednak nie kończy się komiks, ponieważ sam (anty)bohater prowadzi nas niczym Haron po Styksie, po swoich nieudanych związkach. Nieraz zostaje oszukany lub też jego wybranki giną podczas rożnych przygód. Nic dodać nic ująć, Deadpool przedstawiany jest jako lowelas, który zdobywa kobiety albo one zdobywają jego, z lepszym bądź gorszym skutkiem. Na szczęście mamy też wątki poboczne, jak próba uratowania Nicka Fury’ego przed jedną z najgorszych postaci historycznych – samym Hitlerem, czy też sprzymierzenie się z Madcapem.
Jeśli chodzi o fabułę to odpowiedzialni są za nią Gerry Duggan i Brian Posehn – panowie odwalili kawał dobrej roboty. Bardzo dobrze czyta się te zeszyty, historia współgra ze sobą i przede wszystkim jest cała masa nawiązań do rzeczywistości w Stanach Zjednoczonych, czy też popkulturowych tematów, jak np. Obcy. Najbardziej rozbawiła mnie scena z wkurzonym Hitlerem, która na pewno jest Wam wszystkim dobrze znana, przez całą ilość przeróbek i parodii, pochodząca z filmu Upadek. No i oczywiście bezprecedensowe obalenie czwartej ściany przez Deadpoola jest tu wisienką na torcie: dodajmy, że grozi on swoim stwórcom i autorom komiksu, i ma pewną broń, której się obawiają. Zapraszam do przeczytania.
Graficznie komiks jest niezwykle kolorowy i nasycony bardzo żywymi barwami. Odpowiadają za nie Val Staples i Jordie Bellaire. Warto również dodać, że czasami w komiksach taka paleta barw jest przytłaczająca. W tym wypadku jest to nawet wskazane. Wolumin tętni życiem i to wszystko mocno wiąże się z akcją, która też powolna nie jest. Całość jest logiczna i przyciąga czytelnika. Piękne kreski Mike’a Hawthorne’a i Scotta Koblisha wabią odbiorców i nie pozwalają oderwać wzroku od komiksu. Na osobną uwagę zasługuje bardzo interesująca okładka tomu, którą wymyślił sam Scott Koblish. Ilustracja pobiła rekord Guinnessa w ilości postaci na okładce pojedynczego zeszytu. Według Egmontu jest tam 236 postaci, a według sędziów 224. Tak czy siak – to i tak ogromna liczba!)
Co do samego wydania zafundowanego przez Egmont… Na początku byłam trochę rozczarowana miękką, lśniącą okładką (przywykłam do twardej oprawy). W końcu jednak przekonałam się do niej, ponieważ jest wykonana z dobrego materiału. Jest też nieco sztywniejsza niż te, które możemy znaleźć w zwykłych książkach. Dodatkowym atutem są też małe zakładki, które pomagają w czytaniu. Jeśli chodzi o papier, na którym wydrukowano ten tom, jest on wysokiej jakości, podobnie jak tusz. Na samym końcu tego cudeńka otrzymujemy wspomnianą, jakże treściwą opowiastkę na temat naszej rekordowej okładki, o której każdy fan Marvela powinien wiedzieć.
Podsumowując, komiks świetnie się czyta, jest bardzo ciekawy i pełen akcji. Na uwagę zasługuje też bardzo fajne cieniutkie, ale profesjonalne wydanie, które można zabrać ze sobą wszędzie. Album nie kosztuje fortuny – zaledwie 39,99 zł. Polecam wszystkim fanom Deadpoola i nie tylko, przygotujcie chusteczki, ponieważ teksty bohatera wycisną Wam łzy śmiechu.
Autorka: Lynn
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.