„Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha #1” (Marvel Legacy/2017) – Recenzja
Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha #1
Flash i Eddie, a Venom pośrodku
W ostatnią, mikołajkową, środę (06.12.2017) na komiksowym rynku pojawił się one-shot (pojedynczy zeszyt) o nazwie Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha #1. Jak łatwo można się domyślić, stanowi on przedłużenie dwóch osobnych serii – Amazing Spider-Man oraz Venom, które szły sobie swoim torem, a ich bohaterowie żyli własnym życiem. Ktoś jednak w Marvelu doszedł do wniosku, że dobrze by było, aby obie te postaci znów się spotkały. Bo czemu nie?
Co z tego wyszło? Niezły bajzel, jednak wcale nie tak negatywny, jak można by się było spodziewać. Sprawdźmy zatem wspólnie – o co w ogóle całe to zamieszanie?
Jeśli o fabułę chodzi (odpowiada za nią duet Dan Slott i Mike Costa), w Venom Inc. Alpha dostajemy kilka wątków, które dotyczą przede wszystkim dwóch najbardziej rozpoznawalnych gospodarzy czarnego kostiumu z pajęczymi mocami. Są to oczywiście Eddie Brock i Flash Thompson. Temu pierwszemu życie nie układa się zbyt dobrze, a kontrolowanie rozchwianego emocjonalnie symbiontu jest coraz trudniejsze. Na tyle, że musi się on zwrócić po pomoc do firmy Alchemax, zajmującej się ogólnie rzecz biorąc chemią. Z kolei Flash próbuje dowiedzieć się, co przydarzyło się jego „partnerce”, noszącej symbiont o imieniu (ksywie?) Mania.
Gdzieś pośrodku tego wszystkiego jest też znienawidzony przez cały świat Peter Parker, którego firma upadła dosłownie z dnia na dzień, a przy tym życia i marzenia wielu ludzi. On sam z kolei pomieszkuje u Mockingbird na kanapie, a jedyne zajęcie, które jako tako mu wychodzi, to bycie bohaterem. Spider-Manem. Spider-Manem, który w zasadzie musi na nowo odbudowywać swoją reputację w oczach przeciętnego Nowojorczyka, gdyż odkąd powstało Parker Industries, ten był „jego maskotką”. Niestety, nic nie trwa wiecznie, a życie lubi dawać w kość, więc na dzień dzisiejszy Pajączek ma trochę pod górkę.
Tyle tu wątków, więc łatwo się zapewne domyślić, co dalej napiszę. Owszem, w pewnym momencie dostajemy zawiązanie tych wszystkich motywów. Eddie, Flash, Venom i Spidey wreszcie się spotykają, a cała ta sytuacja kończy się dość nieoczekiwanym zwrotem akcji. Tak nieoczekiwanym, że…
POWRACA AGENT VENOM. A tak dokładniej, Agent Anti-Venom.
Niektórzy pewnie powiedzieliby, że taki zabieg to kolejny regres (cofanie postaci do pewnego momentu z przeszłości), ale do niedawna to samo mówiło się o brutalnym Venomie, który miał przestać być herosem. Wracając jednak do tego bohaterskiego Flasha-Venoma… Był i w dalszym ciągu jest on najlepszą (najciekawszą, najbardziej rozwiniętą i najlepiej skonstruowaną charakterologicznie) inkarnacją tej postaci (nie tylko według mnie). Jak zatem w takiej sytuacji można w ogóle mówić o cofaniu w rozwoju? Dla mnie wygląda to raczej jako powrót Venoma do Flasha. Nawet jeśli to tylko chwilowe, choć tego nie wiadomo.
Tego musicie dowiedzieć się sami.
W kwestii historii chciałbym jeszcze tylko dorzucić, iż zeszyt Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha #1 to taki punkt przełomowy w życiu powyższej trójki. A w zasadzie czwórki. Bardzo fajnie pokazane są tu relacje pomiędzy gospodarzami i symbiontem, szczególnie w momencie finałowej konfrontacji. W rezultacie dochodzi bowiem do „czegoś” i nie wiadomo na dobrą sprawę, co z tym fantem dalej zrobić. Nie do końca wiadomo też, w jakim kierunku to wszystko dalej pójdzie. Trochę to tajemnicze, ale przez to ciekawe. Ja mam za to swoją teorię, z którą nikt się zgadzać nie musi, ale myślę, że niedługo okaże się, że „klony” wcale z mody nie wyszły. Dzięki całej tej otoczce na pewno nie można powiedzieć, że Venom Inc. Alpha jest niezaskakujące czy sztampowe. Co to, to nie. Jest wręcz przeciwnie. Dostajemy zmianę statusu quo i element zaskoczenia, których człowiek naprawdę się nie spodziewa.
Warstwa graficzna woluminu (pieczę nad nią trzymali Ryan Stegman i Brian Reber) jest dość „męska” (?). Nie wiem, jak to lepiej ująć, a nie chcę, aby to zostało to odebrane w sposób niewłaściwy. Mnie kojarzy się z ona z czasami, gdy Venom i Spidey rysowani byli w ten „ekstremalny” sposób, który był bardzo charakterystyczny dla lat 90 (jak np. tutaj lub tutaj). Muskuły do przesady, hektolitry adrenaliny i te sprawy. Moje odczucia najlepiej wyraża angielskie słowo „rough”, co po naszemu oznacza „szorstki”. Mówiąc inaczej – jest z pazurem, zębiskami i podwójnym bicepsem. Nawet paleta barw jest ciemniejsza, aby przypadkiem zbyt wesoło nie było. Warto również zwrócić uwagę na to, że większość scen ma miejsce w nocy, co dodatkowo wpływa na klimat komiksu. Na pewno jest to odskocznią od kolorowych czytadełek dla młodszych odbiorców, co zdecydowanie jest plusem w moim przekonaniu.
Gdybym miał wziąć i podsumować cały ten one-shot, musiałbym powiedzieć, że jest to jedna z tych pozycji, na które się absolutnie nie nastawiałem, a zrobiły na mnie raczej nieoczekiwane pozytywne wrażenie. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę jakość obecnego solowego runu z Venomem. Jak widać, inicjatywa Marvel Legacy, która została niedawno wprowadzona w życie, naprawdę działa, bo sporą część pozycji wchodzących w jej skład, czyta się nadspodziewanie dobrze. W tym Amazing Spider-Man: Venom Inc. Alpha #1. Z czystym sumieniem przyznam, że ja to kupuję. Dałem się porwać i jestem ciekaw tego, jak rozwinie się zaprezentowany tu fanom bałagan.
Autor: SQ