„Infinity Countdown #1” (2018) – Recenzja
Infinity Countdown #1
W związku z obecną fazą związaną z oczekiwaniem na kwietniową premierę filmu Avengers: Infinity War, stwierdziłam, że czas najwyższy przyjrzeć się komiksowej historii, która opowiada o Kamieniach Nieskończoności. Jakie mają moce oraz kto sprawuje pieczę nad poszczególnymi klejnotami, można się dowiedzieć, czytając serię Infinity Countdown od Gerry’ego Duggana.
Akcja toczy się w dwóch różnych miejscach w galaktyce. Pierwszy wątek dotyczy Draxa, strzegącego Kamienia Mocy, a także Nova Corps, którzy powstrzymują inwazję Chitauri oraz atak kreatur pod dowództwem Talonara, chcących pozyskać Kamień dla siebie. Z kolei drugi wątek tyczy się Strażników Galaktyki, w skład których wchodzi również Nova oraz Ant-Man, którzy walczą z opanowanym przez Lokiego Gardenerem. Kluczową rolę w pojedynku ma odegrać… Baby Groot! Czy bohaterom uda się pokonać zło? Będą mogli liczyć na jakiekolwiek wsparcie? Gdzie są pozostałe Kamienie i kto je ochrania?
Powiem szczerze, że wątek Strażników bardziej mi przypadł do gustu. Jest w nim więcej akcji, poczucia humoru, a czasami nawet momentów, gdy serce staje na chwilę w miejscu. Okazuje się, że Rocket Racoon ma, kolokwialnie mówiąc, większe jaja niż myślałam, a Groot okazuje się równie silnym i odważnym bohaterem co pozostali obrońcy galaktyki. Motyw Draxa również jest ciekawy i bywa komiczny. W jednej scenie nawet prychnęłam śmiechem, niemniej tutaj jakoś akcja nie porwała mnie szczególnie.
Za stronę graficzną pierwszego zeszytu odpowiada Aaron Kuder, a za kolorystykę Jordie Bellaire. Generalnie, pod względem wizualnym komiks prezentuje się nienagannie i dość porządnie. Kreska jest gruba i wyraźna, a kolory świetnie oddają intergalaktyczny ton całej historii. Problem miałam jedynie we fragmentach przedstawiających starcia z Gardenerem, gdzie był straszny bałagan. Tak dużo odcieni brązu czy zieleni zlewało się i tworzyło czasami wrażenie totalnego chaosu, w którym ciężko mi było się odnaleźć. Jednak ogólnie rzecz biorąc, pod względem zarówno graficznym, jak i kolorystycznym, jestem zadowolona.
Ciężko w chwili obecnej wskazać na plusy i minusy Infinity Countdown, gdyż jest to dopiero pierwszy zeszyt i akcja dopiero się rozkręca. Mogę powiedzieć, że zakończenie tego tomiku jest naprawdę zachęcające do dalszej lektury. Poza tym jest w nim sporo scen walk, zabawnych dowcipów czy ciekawych plot twistów. Przyznam jednak szczerze, że ciężko mi się czytało te czterdzieści stron. Nie mogłam się wgryźć w temat i nie do końca jeszcze poczułam ten klimat przygody.
Reasumując, Infinity Countdown to ciekawie zapowiadająca się seria. Mimo, że nie wciągnęłam się w opowiadanie jakoś szczególnie, tak żywię nadzieję, że wraz z postępem fabularnym będzie już tylko lepiej.
Autorka: Rose (Vombelka)