“Invincible Iron Man #593-594” (Marvel Legacy/2017) – Recenzja
Invincible Iron Man #593-594 (Marvel legacy)
Bardzo dawno nie czytałam żadnego komiksu o przygodach słynnego geniusza, milionera, playboy’a i filantropa. W sumie nie wiem dlaczego, ale z przyjemnością chwyciłam za najnowszą serię z cyklu Marvel Legacy, czyli The Invincible Iron Man autorstwa słynnego Briana Michaela Bendisa.
Tony Stark znajduje się w śpiączce. Funkcję Żelaznego Człowieka pełni Riri Williams, która obecnie znana jest pod pseudonimem Ironheart. Z kolei za firmę Stark Enterprises odpowiada Mary Jane Watson oraz Amanda Armstrong, będąca gwiazdą muzyki i jednocześnie matką Tony’ego. Jednak kobiety niedługo cieszą się spokojem. Eric Lynch chce przejąć firmę i wszystkie jej aktywa, ciało Starka zostaje uprowadzone, a Victor Von Doom powraca. Gdzie jest Tony? Jakie plany wobec niego ma Doctor Doom i czy faktycznie zrezygnował z ciemnej strony mocy? Komu można zaufać?
W pierwszych dwóch zeszytach praktycznie nie ma Starka. Akcja skupia się na trzech głównych postaciach kobiecych, gdzie przoduje oczywiście Riri. Wszystkie próbują odnaleźć zaginionego bohatera, czasem sięgając po dość ekstremalne środki.
Najbardziej utożsamić się można z młodziutką Riri, która jest bardzo autentyczna. Uczy się bycia superbohaterką zachowując dystans wobec siebie, a jej poczucie humoru nie znika nawet w najbardziej niebezpiecznych chwilach. Z kolei Amanda mnie trochę drażni. Jest nerwowa i wybuchowa, a pewna scena, kiedy uderza faceta gitarą, kompletnie zbiła mnie z pantałyku. Chyba nie polubię rodzicielki Starka…
Za stronę graficzną dwóch pierwszych woluminów odpowiada Stefano Caselli i Alex Maleev, a za kolorystykę Marte Garcia, Alex Maleev oraz Israel Silva. Jeśli chodzi zarówno o kreskę jak i o kolory, to nie mam się w sumie do czego przyczepić. W większości rysunki są dokładne, a momenty walk pokazano dosyć przejrzyście i nienagannie – tak samo jest w przypadku mimiki postaci. Jednak w momentach, gdy pojawia się Doom, kreska staje się nagle mniej ostra i bardziej poszarpana, żeby odzwierciedlić mrok otaczający słynnego antagonistę (?). Barwy również są ciekawe, a paleta niezwykle różnorodna. Jest kolorowo i bajecznie, a kiedy trzeba posępnie i niewyraźnie. Bardzo przypadła mi ta zmienność do gustu. Zobaczymy, jak to się przełoży na kolejne strony komiksu.
Generalnie seria zapowiada się bardzo dobrze. Jest sporo intryg, niespodziewanych i zaskakujących scen; można się trochę pośmiać (raz naprawdę soczyście parsknęłam śmiechem, kiedy banda złoczyńców porównywała twarz Dooma do tej Deadpoola). Sam wątek Victora jako tego dobrego wydaje się dosyć ciekawym zabiegiem, który bardzo mnie zaintrygował. Zresztą Doom niesamowicie wygląda w zbroi Iron Mana. To muszę przyznać. Ponadto w komiksie często występują nawiązania do niektórych postaci Marvela czy nawet cameo Bena Grimma a.k.a. The Thing. Takie małe rzeczy, a cieszą.
Podsumowując, seria The Invincible Iron Man to porządnie zapowiadający się komiks. Myślę, że z czasem akcja się rozpędzi, bo na razie jest to taka ekspozycja i nie bardzo jeszcze wiadomo w czym rzecz. Niemniej jestem nastawiona pozytywnie i liczę na to, że Tony w końcu powróci w pełnej krasie. Polecam!
Autorka: Rose