„New Champions” #1 (2025) – Recenzja

New Champions #1 (2025)
Jeszcze jedna ekipa

Zeszyt New Champions #1 to taka rzecz dla odbiorców, którzy chcą nowych drużynowych przygód, ale takich lżejszych, bardziej młodzieżowych. Brzmi, jakby było już wiele razy, bo było: w Marvelu chociażby w New Warriors, w DC m.in. w Nastoletnich Tytanach. I właśnie takie komiksy przypomina New Champions. Kto chce takich drużynowo-nastoletnich wrażeń, może od wyjątkowo wielkiej biedy sięgnąć, choć a bardzo nie ma po co, jeśli czytał już wszystkie inne takie komiksy. Jeśli nie czytał, lepiej niech pozna klasykę.


WHO ARE THE NEW CHAMPIONS? What do four kids whose lives were derailed by Hydra, Scarlet Witch’s mysterious protégé, a cursed roller derby jammer and a Wakandan runaway have in common? Not much! But when Hellrune’s mysterious powers activate to bring them together, they’ll have to learn how to work as a team quickly – or face the wrath of the Cult of Hela! Steve Foxe and Ivan Fiorelli (TIMESLIDE) team up to introduce the next generation of Marvel Heroes!


To, co tu mamy to historię takich komiksowych sidekicków, którzy łączą się w drużynę i stawiają czoła zagrożeniu. Młodzieżówkę, mocno infantylną, z kiepską, przesadnie kolorową, kreskówkową szatą graficzna (dzieciakom może się spodobać, chociaż mi nawet w najmłodszych latach by to nie podeszło, ja wtedy wolałem jednak Kubertów, Lee, Bagleya, Buscemę czy McFarlane’a, a nie taki kicz) i bez większego pomysłu. Bo to wszystko już było, takie drużynowe akcje, dzieciaki z mocami albo bez, ale działające w służbie dobra, walczące ze złem.

W latach 90. w naszym kraju wyszedł album o New Warriors i chociaż nie był najwyższych lotów, stał o kilka poziomów wyżej. Był dojrzalszy, miał pomysł, miał klimat. Jeśli czytaliście, macie jakieś porównanie. Tam mieliśmy chociaż niezłe kreacje postaci i świata plus dobrą akcję, tu akcja jest nijaka, postacie nakreślone bez żadnego charakteru, a podbudowa tego wszystkiego w zasadzie nieistnie. Wszyscy mogliby tu zginąć i chyba żaden czytelnik by się nie przejął, bo z tymi postacimi nie da się zżyc, identyfikować ani choćby sympatyzować, bo są jak NPC-e w grach – choć widziałem masę NPC-ów z lepiej skrojonymi charakterami. Śmiało więc można sobie darować.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x