„What If…? Galactus Transformed Gambit?” #1 (2025) – Recenzja
What If…? Galactus Transformed Gambit? #1 (2025)
Gambit herolda
What If…? Galactus: Galactus Transformed Gambit? to komiks cierpiący przede wszystkim na to, że jest one-shotem. Niestety, ale żyjemy w czasach, gdzie te jednostrzałowce to już w zasadzie takie odcinanie kuponików i skok na kasę, bo nikt już nie potrafi robić ich tak, jak należy. Podobnie, jak nie potrafi się już pisać shortów komiksowych w superhero. Efekt jest taki, że potencjał jest, acz twórca nie ma możliwości ani talentu, by go wykorzystać.
Gambit is the most charismatic, most heroic and most capable thief on Earth – which is exactly how he grabs the attention of the Devourer of Worlds! With the Power Cosmic flowing through his veins, Gambit is unstoppable, but is he clever enough to steal the unstealable? Prepare for a heist, mon ami, one like the Multiverse has never seen before!
Z tym komiksem – i całą masą podobnych – problem jest taki, jak z gotowaniem. Masz zrobić fajny obiad, ale dostajesz dwadzieścia złotych i pomysł może i masz, ale nie masz możliwości go dobrze wykorzystać. Są kucharze, którzy za te dwie dychy zrobią cuda, ale można ich policzyć na palcach jednej ręki, tak, jak na palcach jednej ręki można policzyć autorów, którzy na kilku, góra tych dwudziestu planszach zrobią cuda, ale nie ten.
Okej, widać, że scenarzysta pisać umie, ale nie potrafi robić zwartych, krótkich historii. Jest akcja, są fajne sceny, ale wszystko liźnięte, a powinno być zgłębione. Super to wygląda od strony graficznej, chociaż okładka tego nie zwiastuje, bo w środku jest realizm, jest widowiskowość i klimat, ale fabularnie rzecz zostaje daleko z tyłu za rysunkami. Bo treść pretekstowa, prosta, nastawiona na niewymagającą akcję może i leci szybko, ale i szybko też wypada z pamięci.
Autor: WKP