„The Amazing Spider-Man: Clone Conspiracy – Before Dead No More” (2016) – Recenzja

Clone Conspiracy
Spisek klonowy
Część 0: Powrót zza grobu

Tytuł ten nie brzmi zbyt poważnie, ale i trudno jest z pełną powagą podchodzić do pomysłu wskrzeszenia na łamach Amazing Spider-Mana podczas eventu Saga Klonów (ang. Clone Saga). Owszem, była to opowieść epicka, miała swoje dobre momenty i sam zamysł nie przedstawiał się wcale najgorzej, nie mniej stanowiła zarazem marvelowski strzał w kolano, a jej fabuła sypała się, gubiła sens i najczęściej okazywała się być po prostu tandetna. I choć przez lata echa tamtych wydarzeń rozbrzmiewały na łamach serii, nikt chyba nie sądził, że pełny powrót do nich może dobrym pomysłem. Dan Slott wiedział jednak swoje i stworzył event nie przypadkiem zapowiadany pod zupełnie inną nazwą (Dead No More). Co jednak z tego wyszło?

Zacznijmy najpierw jednak od wprowadzenia do tej historii. Before Dead No More rozpoczyna się od powrotu zza grobu kilku postaci. Jackal w towarzystwie Gwen Stacy (a właściwie jej klona, chociaż co w tym przypadku jest prawdą, jak zwykle nie wiadomo) i po kolei zaczyna przywracać do życia różnych przeciwników Spider-Mana. Tym razem jednak upiera się, że nie jest wcale tym złym, a jego cele prowadzą do czegoś dobrego. Czego? To pozostaje póki co ukryte.

Tymczasem Peter zmaga się z problemami. Wprawdzie jego firma dobrze prosperuje, a kariera Pająka ma się całkiem nieźle, jednak Jameson Sr. trafia do szpitala. Ukrywał przed May chorobę, ta jednak wyniszcza go coraz bardziej, a jemu samemu nie pozostało wiele życia. Wydarzenie to zbiega się z wypadkiem w pracy. Życie jednego z pracowników ratuje przeczep sklonowanych narządów, jakiego podejmuje się firma New U. Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, jednak Peter wie, że to tylko pozory – jego pajęczy zmysł nigdy nie reaguje bez przyczyny. Nie wie jednak, że za New U stoi nie kto inny, jak Jackal…

Właściwie Before Dead No More nie daje czytelnikom żadnych konkretów, przywraca na łamy serii trochę postaci, zawiązuje pewne wątki, nie mniej to, co dzieje się w jego ramach, łatwo jest przewidzieć. Slott stara się nas zaskoczyć, ale im usilniej chce tego dokonać, tym gorzej mu to wychodzi. Sprawdza się natomiast coś innego – autor składa tu hołd wcześniejszym przygodom Pajęczaka, zabawa motywami i schematami okazuje się elementem bardzo przyjemnym. Szkoda, że w parze z tym nie idzie fabularna świeżość. Czy ktoś jednak na nią liczył? Saga Klonów sama w sobie nie był świeża, garściami czerpała w końcu w pierwszej opowieści o sklonowaniu Petera i Gwen z 1975 roku, do absurdu podkręcając temat. Slott nie posuwa się aż tak daleko, jednak niestety Before… swym poziomem przypomina początki Sagi Klonów, które w Polsce opublikowało nieśmiertelne wydawnictwo TM-Semic. Może fabuła rozwinie się w coś ciekawszego, może autor jakoś z niej wybrnie, ale póki co, nie zanosi się na to. Rozumiem, że scenarzysta chciał jakoś przywrócić postacie, które sam zresztą uśmiercił, mógł jednak znaleźć lepszy na to sposób. Z drugiej strony Slott nigdy nie radził sobie za dobrze z wymyślaniem oryginalnych fabuł., stawiając głównie na odtwórstwo i to niestety czuć.

Graficznie zeszyty z tej serii także nie powalają na kolana. To po prostu niezła, rzemieślnicza robota i tyle. Nie drażni, nie zachwyca – jest przeciętna, jak fabuły Slotta i pod tym względem pasuje do scenariusza. Nie ma się więc co rozpisywać na jej temat.

Kiedy zapowiadano Dead No More byłem tak pełen nadziei, jak i obaw. Lektura zeszytów z tą historią ostudziła mój entuzjazm, chociaż nadal liczę, że będzie jeszcze dobrze. Póki co jednak niniejszą opowieść mogę polecić tylko i wyłącznie zagorzałym miłośnikom Spider-Mana. Szczególnie, że ten nowy Peter Parker, który bardziej przypomina Tony’ego Starka (oraz idealnie nijaki Prowler) nie jest tym bohaterem, jakiego polubiłem przed laty.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x