„The Avengers 1,000,000 B.C. #1” (2022) – Recenzja
The Avengers 1,000,000 B.C. #1 (2022)
Z przesadą, ale nieźle
The Avengers 1,000,000 B.C. #1 to komiks całkiem przyjemny. Można powiedzieć, że to taki komiksowy odpowiednik filmów Michaela Baya, gdzie bardziej jest na co popatrzeć, niż wgryzać się w treść. Zresztą po co się wgryzać. Może i jakieś tam rewelacje tu są, ale przyjmuje się je ze wzruszeniem ramion, bo nie takie już były. Ale przynajmniej jest na czym oko zawiesić. No i nudy akurat tutaj nie ma. Oto prehistoryczni Avengers (i to nawet nie po raz pierwszy w historii wydawnictwa).
THE SECRET ORIGIN OF THOR – REVEALED! They are the defenders of the dawn of time. Marvel’s first and mightiest legacy heroes. But their greatest secrets have never been revealed. Until now. Witness the dark events that shatter their ranks. See how their lives come to shape the entire future of the Marvel Universe. And be there for the monumental event that reunites them one last time: the true story of Thor’s birth.
Nie może Aaron wyjść z butów twórcy Thora, oj nie może. Jak przed laty Claremont ze swoimi X-Menami, tak samo on. Wyrzucą go z serii drzwiami, to wróci oknem w jakimś pobocznym cyklu. Zatrzasną to okno? No to sobie znajdzie inne, bo do Avengers, którymi się przecież zajmuje, wcisnąć da się właściwie wszystko. Więc wciska. W ostatnim czasie bawi się w serii jeszcze mocniej tematyką podróży w czasie, ze skutkiem, może i średnim, ale za każdym razem i tak jest nieźle. No i nieźle jest tutaj.
Te jego Avengers to zresztą takie pomieszanie z poplątaniem. Co się da, to Aaron tu wciska. Czegoś się nie da? No to trochę pokombinuje i też jakoś wjedzie. Czy to pasuje, czy nie, nie ma znaczenia. Chce odcisnąć piętno na tej serii, jak odcisnął na Thorze i sukcesywnie stara się to osiągnąć. Przedobrza w tym wszystkim raz po raz. Jak to widać w tym zeszycie. A za parę lat ten jego run wspominać się będzie, tak jak wspomina Sagę klonów. Bo może i jest epickie i widowiskowe, ale brakuje w tym „tego czegoś”, a i przesada daje się opowieści we znaki. Ale z drugiej strony i tak nieźle się to czyta. Lepiej, niż większość wydawanych obecnie przez Marvela tytułów.
W skrócie, śmiało można sięgnąć. Bo fabularnie jest tu nieźle, a przede wszystkim jest na co popatrzeć, bo graficznie rzecz wypada przyjemnie. Żadne to wielkie dzieło, do historii nie przejdzie. Z głowy też dość szybko wypada, ale nie zmienia to faktu, że kiedy czytamy ten zeszyt, bawimy się przyzwoicie.
Autor: WKP