„WKKM #119: Co by było, gdyby?” – Recenzja
WKKM #119: Co by było, gdyby?
Gwen Stacy żyje, Hulk barbarzyńcą, a Avengers nie istnieją
Każdy z nas ma swoje ulubione opowieści i każdy ma też takie, które chciał, aby potoczyły się zupełnie inaczej. Przemysł komiksowy, jak chyba żaden inny, stwarza nam możliwości przekonania się, jak wyglądałyby losy bohaterów, gdyby coś wydarzyło się inaczej. Przykładowo, DC ma swój imprint Elseworld, gdzie przedstawia alternatywne wersje swoich postaci, Marvel natomiast – oczywiście między innymi – oferuje nam (z przerwami) od 1977 roku cykl zeszytów zatytułowany What if? – czyli po naszemu, Co by było, gdyby?. Ostatnio w Polsce mieliśmy okazję poczytać np. zeszyt opowiadający, jak wyglądałby Thor, gdyby to Jane dzierżyła młot (Thor: Kto dzierży młot), wcześniej jednak ukazał się ten album, zbierający najważniejsze zeszyty serii w jednym, wartym poznania, choć nieszczególnie zachwycającym tomie.
What if you did?
What if you lied?
What if I avenge?
What if eye for an eye?
I’ve seen the wicked fruit of your vine
Destroy the man who lacks a strong mind
Creed – What if
Co by było gdyby Spider-Man przyłączył się do Fantastycznej Czwórki na samym początku swojej superbohaterskiej kariery? Albo gdyby Avengers nigdy nie istnieli? Zastanawialiście się co by było, gdyby Doctor Strange został uczniem Dormammu? Jak wyglądałaby wojna Kree ze Skrullami bez Ricka Jonesa, Hulk został barbarzyńcą, a Gwen Stacy nie zginęła? Uniwersum Marvela to nie jeden świat, to nawet nie jeden wszechświat – są ich niezliczone ilości. A jedna z postaci, Watcher, obserwuje je wszystkie i opowiada nam o najciekawszych z nich…
… a przynajmniej tak powinno być. I tak też jest, ale niestety tylko po części. Bo są tu historie zbędne, jak np. o Hulku barbarzyńcy czy Dormammu, a zabrakło tak ważnych zeszytów, jak ten opowiadający o tym, co by było, gdyby Jean Grey nie zginęła, albo ten ukazujący, jak wyglądałby świat Marvela, gdyby Kapitan Ameryka nie zniknął w trakcie wojny albo rodzina Punishera nie zginęła. Najbardziej żal mi oczywiście tego o Jean, bo to jedna z moich ulubionych bohaterek, a Dark Phoenix Saga to jeden z komiksów, o których właściwie nie umiem myśleć przez pryzmat błędów, nawet jeśli tych w nim nie brak. Oczywiście wiem, czemu podjęto decyzję o takim, a nie innym doborze tytułów – w końcu zgon tej bohaterki był wielokrotnie odwracany i weryfikowany, niemniej i tak żal mi historii o niej.
Ale cała reszta nie zawodzi. Owszem są to historie dość naiwne, wykonane jak to na lata 70. i 80. XX wieku było przyjęte, a zatem czeka tu na Was dużo treści, dużo rozmów i niestety sporo wyjaśniania rzeczy, które wyjaśnień nie potrzebują. Taki już jednak urok oldschoolu – jednych on kupi, innych nie. Mnie zawsze kupuje i kupił także tym razem, ale by w pełni docenić to, co tu dostajemy, trzeba znać klasykę i konkretne historie, do których odnoszą się te zeszyty. Bez nich to tylko kolejne superbohaterskie potyczki, z których niewiele wynika. Ładnie narysowane, świetnie wydane… Każdy miłośnik Marvela powinien je poznać. Nawet jeśli nie jest to tom tak udany, jak Początki Marvela: Lata 60., wypada zdecydowanie lepiej od Marvel Horrors, choć niestety nie jest dziełem tak autonomicznym, jak wspomniane antologie.
Autor: WKP