„Hellcat #1” (2023) – Recenzja
Hellcat #1 (2023)
Hell yeah?
Hellcat to postać na polskim rynku niemal nieznana. A czy poznania warta? Nie do końca, mało miałem z nią do czynienia, ale żaden komiks o jej przygodach jakoś mnie nie kupił. Za dużo było już takich postaci w Marvelu i DC, a do tego jakoś nie miała szczęścia do autorów, którzy by coś z niej wycisnęli. A tu proszę, pojawił się ten zeszyt i bardzo przyjemnie jest. Cantwell nie sili się na odkrywanie nowego lądu, skupia się po prostu na dobrej, lekkiej i przyjemnej historii i… i fajnie mu to wychodzi.
Leaping from the pages of CHRISTOPHER CANTWELL’S IRON MAN run, Hellcat is back! Patsy is back on the west coast, living in a demon house haunted by the ghost of her mother! When someone close to Patsy’s inner circle is murdered, Hellcat becomes the prime suspect! Now Patsy must prove her innocence and evade both the police and the supernatural Sleepwalkers. To add to the perils she faces, her demonic ex Daimon Hellstrom shows up and that’s never a good thing. A supernatural, superhero murder mystery!
No i właściwie wszystko powiedziałem już we wstępie. Fajne to to, niewysilone, szybkie w odbiorze i całkiem nastrojowe. Komiks jest nieprzegadany, przyjemnie prezentuje nam bohaterkę i stawia na to, by rzecz była po prostu lekkostrawna, a zarazem nastrojowa. Więc mamy superbohaterszczyznę, mamy też takie lekkie podejście rodem z wszystkich tych kobiecych komiksów Marvela, które były i zabawne, i przekonujące, a jednocześnie dostajemy porcję fantastyki rodem z horroru… i to mi pasuje.
Szybko się to czyta, bardzo miło ogląda, bo szata graficzna jest przyjemna, ze stonowanym kolorem i nastrojowym lookiem i ogólnie jakoś tak pozytywnie to wypada. Nic w tym wielkiego, nie jest to komiks przełomowy, rewolucji nie robi, ale jako rozrywkowa historia, sprawdza się bardzo dobrze – o wiele lepiej, niż można by sądzić.
Autor: WKP