„All-New X-Men: Przygoda w Świecie Ultimate” (tom 6) – Recenzja
All-New X-Men: Przygoda w Świecie Ultimate
Lubię poznawać nowe rzeczy. Pozwala to na rozszerzenie perspektywy, zebranie nowych doświadczeń i odkrycie nowych dzieł kultury popularnej. Tym sposobem skusiłem się na zapoznanie się z dziełem duetu Bendis/Asrar, który mnie zaskoczył. Wskazówka doznań skakała między skrajnościami. Od bardzo pozytywnych, do skrajnie negatywnych. Dobrze, że jestem samoświadomy i samokrytyczny, bo skazałbym All-New X-Men na potępienie.
Zanim wejdę w krótkie i pozbawione kluczowych szczegółów fabularnych streszczenie komiksu, muszę się przyznać do kilku rzeczy, które wpłynęły na odbiór tego albumu. Nie jestem wielkim fanem X-Menów – lubię, ale kojarzę tę grupę głównie z serialem animowanym z lat dziewięćdziesiątych oraz serią filmów kinowych. Moja znajomość komiksów o mutantach jest dosyć ograniczona, a moja przygoda z All-New X-Men z serii Marvel NOW! zaczęła się od zbioru wydanego przez Egmont opatrzonego numerem 6, czyli tytułową Przygodą w Świecie Ultimate.
Koncepcja Briana Michaela Bendisa oscyluje wokół klasycznego zespołu X-Men: Jean Grey, Cyklop, Bestia, Angel oraz Iceman, którzy zostają przesunięci w czasie. Młodsze wersje bohaterów trafiają do teraźniejszego świata 616, gdzie poznają swoją własną przyszłość i z nowo zdobytą wiedzą pragną wrócić do przeszłości i naprawić błędy, których jeszcze nie popełnili. Założenia genialne i moim zdaniem dosyć innowacyjne. W przypadku bieżącego albumu, będącego obiektem recenzji, uważam że wykonanie jest średnie.
Akcja tego zbioru przenosi bohaterów do rzeczywistości równoległej – świata Ultimate, gdzie spotykają alternatywne wersje samych siebie i poznają mroczną rzeczywistość Ziemii-1610. Może moja nieznajomość uniwersum Ultimate i wcześniejszych zbiorów z serii All-New X-Men wpłynęła na to, że potencjalnie ciekawa koncepcja, jaką jest przesunięcie w czasie i między alternatywnymi światami, wydała się na koniec miałka i bez polotu. Fabuła płynie dosyć liniowo a główny konflikt i jego rozwiązanie nie usatysfakcjonowało mnie jako czytelnika.
Ogromną przyjemność sprawiło mi podziwianie wykonania plansz. Kreska jest ostra i wyrazista, a kadry rozplanowane bardzo dynamicznie. Zastosowane kolory wyśmienicie podkreślają ruch, jaki odbywa się na stronach komiksu. Mahmud Asrar zasługuje tutaj na docenienie, ponieważ stworzył kilka genialnych kadrów, które zasługują na zrobienie z nich plakatów. Polskie wydanie zbiorcze w ramach Świata Komiksu podkreśla powyższe elementy. Kredowy papier, wysokiej jakości druk, ani jednej literówki – to synonimy wysokiej jakości, do której przyzwyczaił nas Egmont. W środku znajdziemy również zbiór okładek alternatywnych oraz listę sugerowanych komiksów, z którymi dobrze byłoby zapoznać się, aby docenić całość koncepcji All-New X-Men.
Mam problem z tym komiksem. Pokuszę się o stwierdzenie, że nawet kilka. Zacznę od tego, co widzimy na pierwszy rzut oka. Okładka i podtytuł, które psują całą niespodziankę i grę słowną oryginału. Ultimate Adventure jest zgrabną zabawą i igraszką z czytelnikami, gdzie Przygoda w Świecie Ultimate (w mojej opinii) jest czymś jak plaskacz wymierzony centralnie twarz, a co za tym idzie – robienie z czytelnika głupka.
Dobór okładki mógłby być lepszy, ze względu na nieobecność w fabule jednego z bohaterów na niej widniejących. Były co najmniej dwa ciekawsze warianty, które zdradzałyby subtelnie, czego możemy się spodziewać w tym albumie. Wiem, że nie jest łatwo przetłumaczyć Ultimate Adventure, by jednocześnie zachować sens i grę słowną, ale czytając kolejne dymki tego komiksu wydaje mi się, że osoby odpowiedzialne za tłumaczenie dałyby radę.
Tak naprawdę, to najnowszy tomik o mutantach ratują dwie rzeczy. Hak zarzucony na końcu, który mnie kusi i sprawia, że zastanawiam się, co będzie dalej oraz Iceman. Kreacja i humor jaki wprowadza na kadry ta postać jest niesamowity i czasami tak bardzo niepoprawny. Czuć to, że docelowym odbiorcą serii jest aktualne pokolenie nastolatków.
Ze szczerego serca nie polecam zaczynać przygody z młodymi X-Menami od tego albumu. Przez moją nieznajomość poprzednich zbiorów przyjemność z odbioru była średnia. Kreska i humor nie ratują całości oraz nie powodują, że pragnę więcej. Komiks dotrze do fanów i do nich jest skierowany.
Autor: Buarey
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.