„Amazing Spider-Man. Epic Collection: Każdy z każdym” – Recenzja
Amazing Spider-Man. Epic Collection: Każdy z każdym
Pająk i kłopoty
Nowy tom Pająka z serii Amazing Spider-Man. Epic Collection to pierwszy taki Epic na polskim rynku. Nie, żeby było w nim coś niezwykłego, standardowa to rzecz – i dla tej linii wydawniczej, i dla swoich czasów – po prostu pięć poprzednio wydanych zawsze zawierało w sobie wznowienia czegoś, co już mieliśmy od TM-Semic. A teraz nic, całkiem nowy, dotąd polskiemu czytelnikowi nieznany materiał. I może nie jest to materiał najwyższej próby, nie pogardziłbym np., żeby zamiast tych Annuali wrzucono tu choćby Revenge of the Sinister Six, co pasowałoby w odniesieniu do poprzedniego tomu, ale i tak jest bardzo dobrze i przyjemnie. I cieszy fakt, że to właśnie odtąd, choć z przerwami, Bagley staje się regularnym rysownikiem Amazing Spider-Mana.
W życiu Spider-Mana dzieje się… i to dużo. Wraca Trisentinel i szuka zemsty. Peter raz go pokonał, ale wtedy miał kosmiczne moce, a te już go opuściły. A to zaledwie początek, bo pojawia się niejaki Midnight, Ultron też się zjawia, a jeszcze niejaka Baronowa dorwała się do mocy potrafiącej wzbudzać strach… I są jeszcze sprzymierzeńcy, jak Moon Knight, Punisher, Nova, Night Thrasher, Darkhawk, Iron Man, Czarna Pantera czy Silver Sable, ale oni też mogą narobić kłopotów…
Fabularnie, jak to w takich komiksach bywa, jest prosto. Pojawia się wróg albo wrogowie, trzeba skopać mu tyłek (samemu albo w grupie), czasem to szybko idzie. Czasem zajmuje więcej zeszytów i tak się to toczy. Jednocześnie w tle mamy wątki obyczajowe i kontynuowane elementy z poprzednich tomów, bo przecież to jedna, wielka seria i musi się układać w konkretną całość. I układa. Nad wszystkim nadal przede wszystkim czuwa David Michelinie, który serię prowadzi od już kilku tomów, więc spójność jest. A gdzieś w tym wszystkim mamy jeszcze takie niezależnie historie – powieść graficzną, Annuale – i…
No właśnie, z tymi Annualami to mam tak, że i fajne to, i zawód trochę. Bo niby mamy trzy grube numery, połączone ze sobą historiami rozbitymi na części, mamy też parę pobocznych, krótkich opowiastek cenionych autorów, ale… Właśnie, Wibrująca wendetta (piękny przekład oryginalnego tytułu, nie ma co) i pozostałe główne opowieści, choć z epickim zacięciem, wielkiego wrażenia nie robią. Uzupełniają je bonusy, ale to po prostu przypomnienia genezy Pająka, Venoma czy nawet Goblina. Są jeszcze jakieś bonusy, jak niezły o Venomie, ale ogólnie odnosi się wrażenie, że kombinowano, jak tu widowiskowo i porywająco nas ugościć. No i przekombinowano. Podobnie rzecz ma się z powieścią graficzną Sam strach, wieńczącą album.
Na szczęście, w regularnych numerach Spidera jest lepiej. Niby też wiele się tu dzieje, wiele gościnnych występów, ale jakoś to wchodzi szybko i przyjemnie. Akcja, trochę humoru, nie tak dużo gadania (jak na tamte czasy), niezłe pomysły i sprawne poprowadzenie tego wszystkiego gwarantują przyjemną rozrywkę środka. Nudy tu nie ma, zachwytów też, za to można sobie miło popatrzeć na plansze, bo fajni artyści za nie odpowiadają. Okej, Bagley jeszcze na szczycie nie jest, to nie poziom chociażby Wrzasku, kiedy zachwycał klimatem, ale dobrze jest i to bardzo. Reszta też daje radę, choć wpadki się zdarzają (ręce i głowa Spidera na początku Samego strachu to porażka, sami zobaczycie), a całość przyjemna jest. I nostalgiczna. I chociaż zapowiedzi kolejnego tomu na końcu nie ma, liczę, że się jednak ukaże, w końcu tam czeka na nas chociażby doskonała powieść graficzna Soul of the Hunter.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.