„Ant-Man” (2015) – Recenzja

Ant-Man

Ant-Man to bez wątpienia najlepszy solowy film Marvela dotychczas… No, może pomijając Winter Soldiera, ale jest naprawdę świetny. Produkcja ta w pewien sposób stanowi połączenie kilku gatunków w jeden, ale bardzo oryginalny tytuł, którego ze świecą szukać w MCU. Mamy tu akcję, komedię i dramat, ale głównie rozchodzi się tu o gatunek Heist Movie, co w wolnym tłumaczeniu określa film o rabunku/napadzie/kradzieży. Tyle, że w tym wypadku nie jest to taka zwykła złodziejska robota… Nie chcę Wam spoilerować fabuły, więc pominę wszelkie kwestie tego typu, co by Wam nie psuć zabawy.

Recenzja nie zawiera żadnych spoilerów, jednakże pisałem ją zaraz po kinowym seansie, tego samego wieczora (całość może wydawać się Wam troszkę chaotyczna).

Szczerze mówiąc nastawiałem się na coś o wiele gorszego, a dostałem coś pięknego. Scott to zwyczajny facet jakich wielu – jak ja albo Ty (chyba, że jesteś kobietą) – który spaprał sobie życie i teraz, gdy stracił już wystarczająco dużo czasu, chce wszystko naprawić. Człowiek-Mrówka stara się grać na uczuciach widza jak żaden inny film z Marvel Cinematic Universe do tej pory. Czy mu się to udaje? Zdecydowanie tak. Scott, czyli główny bohater, najbardziej kocha swoją rodzinę, a przede wszystkim córkę i właśnie z tego powodu podejmuje on takie, a nie inne decyzje. Film przepięknie przedstawia widzom to, do czego człowiek jest zdolny, aby zjednoczyć rodzinę, a przy okazji by „osiągnąć” odkupienie w oczach samego siebie, jak i całej reszty otaczającego go środowiska.

Co prócz tego? Tak jak napisałem wyżej, jest akcja, dużo akcji, bardzo efekciarskiej akcji, ale nie takiej, która kopie i szczypie w oczy, ale takiej, którą przyjemnie się ogląda. Nie mamy tu miliarda wybuchów i eksplozji. Wiele efektów skupia się na samej postaci Ant-Mana i jego umiejętnościach związanych ze zmianą rozmiarów, poruszania się w tym stanie, a także porozumiewania się z mrówkami. Poza tym dostajemy też całą masę komediowych sytuacji, bo czymże byłby Marvel gdyby nie rozładowujące napięcie gagi, które w przypadku ich najnowszego filmu są naprawdę zabawne i nie przesłaniają całości, ponieważ, jak wcześniej wspomniałem, film skupia się na czymś innym.

Jeśli chodzi o resztę bohaterów to Hank Pym w wykonaniu Michaela Douglasa i Evangeline Lilly w roli jego córki – Hope – są cudowni w każdym tego słowa znaczeniu. Oczywiście Pym nie jest 100% Pymem z komiksów (a tego byście nie chcieli, uwierzcie mi na słowo), ale w tym przypadku to zdecydowanie plus. Mi osobiście, jeśli o postaci chodzi, najbardziej podobały się relacje głównej trójki, czyli Scott-Hank-Hope. Po prostu było widać, słychać i czuć tę chemię między bohaterami oraz to jak porozumiewali się na pozawerbalnym poziomie każdym gestem, spojrzeniem czy też miną. Jeśli o czarny charakter chodzi (Darren Cross/Yellowjacket), nie jest perfekcyjny, jest po prostu okej. Gość się nie wybija. Jest zły, bo jest zawiedziony, rozczarowany i jest mu żal (główny powód bycia złym w większości filmów… ewentualnie szaleństwo). Na pewno nie można powiedzieć, że był tragiczny, ale zdecydowanie mógł być lepszy.

Film łechta wszystkich fanów MCU naprawdę w wielu sytuacjach. Czy to scena z udziałem PEWNEJ POSTACI, czy to jakieś nawiązanie do Avengersów (jedno, drugie trzecie), a także pokazuje to, co działo się paręnaście lat wstecz nim doszło do wydarzeń ukazanych w całym Kinowym Uniwersum Marvela. Dowiadujemy się także, kim był Hank Pym, co robił, dla kogo pracował i co działo się z nim przez te wszystkie lata.

Czy Ant-Mana dało się nakręcić lepiej? Pewnie tak. Zawsze przecież można coś poprawić i zrobić coś więcej, ale MOIM ZDANIEM i tylko moim, z którym broń Boże nie musicie się zgadzać, było naprawdę super. Szczególnie, jeśli wspomnimy o tym, że nad tym projektem od długiego czasu wisiała jakaś klątwa: zmienił się reżyser, a scenariusz pisały cztery osoby…  jak na taki miks to jest po prostu genialnie.

W skrócie? Ant-Man nie jest filmem akcji, nie jest też komedią. W moim odczuciu jest to głównie (w sprytny sposób u kazany) dramat zawierający elementy powyższych gatunków. Wydaje mi się też, że najwięcej czasu ekranowego przeznaczono na przedstawienie głównego bohatera u ukazanie jego nowego spojrzenia na świat. Na odkrycie jego celów i pragnień. Jego interakcję z innymi. Przemianę w kogoś zupełnie innego, a także na same dialogi (które pchają fabułę do przodu) między poszczególnymi bohaterami. Ant-Man To ciepły film opowiadający o rodzinie oraz o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę… tylko trzeba ją dobrze wykorzystać.

Mam szczerą nadzieję, że Wy wszyscy bawiliście się w kinie tak dobrze jak ja.

PS. Pamiętajcie o scenach po napisach. Naprawdę warto.


Autor: SQ

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x