„Avengers: Curse of the Man-Thing #1” (2021) – Recenzja
Avengers: Curse of the Man-Thing #1 (2021)
Gdzie jest Scooby-Doo?
Jeszcze jeden event nie dobiegł końca, a Marvel już serwuje nam kolejny crossover. Tym razem mowa o rozpisanej tylko na trzy zeszyty, poświęcone kolejno Avengers, Spider-Manowi i X-Men, opowieści Curse of the Man-Thing. I chociaż rzecz jest naprawdę znakomicie zilustrowana fabularnie sprawia wrażenia słabszej kopii Swamp Thinga pomieszanego z przygodami Scooby-Doo.
BURN AT THE TOUCH OF THE HARROWER! Critically acclaimed writer Steve Orlando (Martian Manhunter, Batman, Wonder Woman) makes his Marvel debut with a blockbuster celebration of MAN-THING’S 50TH ANNIVERSARY! For decades, the Man-Thing has haunted the Florida Everglades. Now a new enemy has hijacked his body on a quest to take his incendiary abilities global! We wake to fear as gargantuan monoliths menace cities worldwide, with only the AVENGERS standing between the population of Earth and a planetwide inferno. Can they save Man-Thing in time to douse the fires? And does the man inside the thing, TED SALLIS, even want to be saved? Introducing a sensational new villain, THE HARROWER! PART 1 of 3!
Man-Thing świętuje pół wieku swojego istnienia. Marvel chciał to uhonorować i stworzył niniejszą opowieść, ale niestety niepotrzebnie. Nigdy nie przepadałem za tą postacią i nie oczekiwałem, że teraz się to zmieni, ale też nie sądziłem, że rzecz będzie aż tak mocno kopiować estetykę Swamp Thinga. Co się jednak dziwić, skoro scenarzysta tej historii pracował dotąd głownie dla konkurencyjnego DC. Problem w tym, że jego opowieść do pięt nie dorasta najlepszym historiom o Potworze z Bagien.
W efekcie powstał świetnie, realistycznie i nastrojowo zilustrowany zeszyt, który fabularnie rozczarowuje. Brak mu mocy, brak mu siły, brak też tej powagi, a i sama akcja nie powala. Efekt jest taki, że dostajemy komiks wart poznania ze względy na grafiki, ale pod względem treści będący jeszcze jedną taką samą opowieścią. Najlepszy Swmp Thing, w czasach gdy pisał go Alan Moore, był zaangażowanym społecznie i politycznie, genialnym psychologicznie horrorem, pełnym satyry, głębi i nowatorskich elementów, które odmieniły opowieści graficzne. Man-Thing nawet w najlepszych momentach nie był choćby porównywalnie dobry, a Curse of the Man-Thing to bynajmniej nie najlepsze dokonanie na tym polu.
Autor: WKP