„Deadpool: Deadpool leci Szekspirem” (tom 7) – Recenzja
Deadpool: Deadpool leci Szekspirem (tom 7)
Debbie Does Dallas Deadpool Does Shakespeare
Deadpool na polskim rynku ma się całkiem dobrze. Przez lata niemal w ogóle nieznany, po raz pierwszy został wydany w 2016 roku i od tamtej pory doczekał się dziewiętnastu tomów regularnej serii (jeśli liczyć albumy Hawkeye kontra Deadpool i Tajne tajne wojny Deadpoola), siedem zbierających klasyczne przygody i pięciu w Wielkiej kolekcji komiksów Marvela / Superbohaterowie Marvela. Niezły wyczyn, jak na takiego świeżaka. Tym bardziej, że to czysta i najczęściej nieszczególnie udana rozrywka, która pozwala czytelnikowi pośmiać się przez chwilę i zaraz o wszystkim zapomnieć. I tak jest też z komiksem Deadpool leci Szekspirem, który sprawia wrażenie, jakby autorom brakowało już pomysłów na fabułę, chociaż jednocześnie czytelnik wciąż bawi się przy ty dobrze i nie nudzi ani chwili.
Deadpool był już w wielu miejscach, dokonał wielu niezwykłych rzeczy – z zamordowaniem całego uniwersum Marvela włącznie – ale w świecie dzieł Szekspira dotąd nie był. Pora to zmienić. Co czeka go w szalonym, teatralnym świecie klasyki? Przekonajcie się sami! Dodatkowo kapitan Ameryka, Walentynki i ten taki śmieszny gościu w pasiastym wdzianku i fioletowym kapeluszu.
Ten run Deadpoola nie jest świeży ani pomysłowy. Zaczęło się kopią fabuły Amazing Spider-Man – Globalna sieć: Wrogie przejęcie, potem już nie ciągnęło mnie do serii, a teraz jestem znów i widzę, że twórcom wciąż brakuje pomysłów. Deadpool i Szekspir? Średnio mi to pasowało, ale nie mówiłem nie. I średnio wyszło, bo komiks jest zabawny, czyta się szybko lekko i przyjemnie, ale… Właśnie, czuć że scenarzysta chwyta się brzytwy, byle tylko pociągnąć całość nieco dalej, a trochę szkoda, bo potencjał był.
Tak czy inaczej nie jest źle. Zebrane tu komiksy to przede wszystkim czysta rozrywka, ale niezła. Niewyszukane żarty, szybka akcja, brak poprawności politycznej (choć już tylko pozornej, a nie prawdziwie oczyszczającej) i mnóstwo umowności ocierającej się wręcz o metafikcję sprawiają, że czytelnik wyłącza myślenie i nie zastanawiając się nad niczym, daje porwać wirowi wydarzeń. I ja tę stronę Deadpoola lubię. Autorzy nie silą się na oryginalność, nie szukają zbyt wiele nowości, bawią się swoim komiksem, a my bawimy się wraz z nimi. Ale naprawdę dobrze bawimy się tylko momentami.
Wciąż jednak miłośnikom mogę polecić z czystym sercem. I wciąż wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Okładka kolejnego tomu zdaje się obiecywać powrót do klimatów Wyzwania Draculi, mojego ulubionego Deadpoola i mam nadzieję, że i poziom też się podniesie.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.
Polecam autorowi tej recenzji Deadpool’a Classic tom. 3.