„Morbius” (2019) – Recenzja
Morbius #1 (2019)
Genialny naukowiec oraz zdobywca nagrody Nobla, a także jeden z przeciwników Spider-Mana kontratakuje. Mowa to o Michaelu Morbiusie, który cierpiał na wyniszczającą chorobę krwi w związku z czym opracował eksperymentalny sposób leczenia jej z użyciem nietoperzy-wampirów oraz elektrowstrząsów. Skutki uboczne takich zabiegów przekształciły go w pseudo-wampira, który musiał spożywać krew (osocze), aby przeżyć. Dodatkowo zyskał typowe cechy krwiopijcy, takie jak awersja do światła słonecznego, umiejętność latania, zwiększona siła, szybkość, a także czynnik leczący. Niestety, to co dla niego miało być lekarstwem, stało się przekleństwem. Od lat Morbius bezskutecznie walczy ze swymi słabostkami i usiłuje wyleczyć się z wampiryzmu, jednak tym razem jest coraz bliżej rozwiązania swojego problemu. Oznacza to, że jest on też bliżej kłopotów.
Początek serii, autorstwa Vity Ayali, jest nieco przegadany, choć paradoksalnie pełen akcji, przez co całość idealnie się ze sobą równoważy. Morbius staje do walki z Melterem – złoczyńcą, który jest w stanie stopić prawie wszystko, łącznie ze zbroją Starka, pod wpływem wytwarzanego przez niego ciepła. Jest on (dość ponurym) liderem grupy, który zrobi wszystko by osiągnąć swój cel. Nawet jeśli chodzi tu o zabójstwo swoich pracowników (jak na złoczyńcę przystało). Jak skończy się ten pojedynek? Kto przeżyje? Tutaj wypadałoby sięgnąć po ten zeszyt.
Moim zdaniem jest to dość ciekawy wybór, ponieważ odkopujemy starego przeciwnika Iron Mana i stawiamy go naprzeciw kompletnie innej osoby – Morbiusa. Na samym początku myślałam, że jest to totalnie nietrafiony, nudny i przekombinowany zabieg, jednak ku mojemu zdziwieniu Melter bardzo dobrze „wpiął się” się w akcję opisywanego tu zeszytu. Fantastyczną rzeczą w jest przy okazji to, iż pomimo tego, że wiemy jakimi zachowaniami Michael potrafi się wykazywać, tutaj jest przedstawiony jako postać stojąca po stronie dobra, pilnująca porządku.
Kolejną ciekawą rzeczą jest podkreślenie mrocznej i krwawej natury Morbiusa, co zdecydowanie widoczne jest na serwowanych nam ilustracjach, ale jednocześnie inteligencji za pomocą jego słów. Można tu także odczuć chociaż odrobinę współczucia względem protagonisty. Michael bowiem nie prosił się o to kim został, ale mimo to nie umie powstrzymać się od pewnych zachowań. Uważam, że nie jest to jedna z tych postaci, które rysuje się łatwo czy dobrze. W tym zeszycie wyszedł jednak fantastycznie. Jego anatomia pozwala nam założyć, że artyści – Marcel Ferreira oraz Robert Poggi – znali postać i wiedzieli na co się piszą, nieco go przy tym odświeżając. Zauważmy też, że rysownicy nie zatracili w tym wszystkim wizerunku bardziej klasycznego Morbiusa. Nie brakuje tu też elementów gore, które świetnie prezentują fizyczną naturę głównego bohatera.
Komiks uważam za świetne rozpoczęcie serii o Morbiusie, gdzie pokrótce wspomina się jego życie. Również warstwa artystyczna jest godna pochwały, głównie za jej dokładność oraz przedstawienie pseudo-wampira w nowym świetle. Całość polecam fanom horrorów, gore oraz wampirów.
Autorka: Lynn
Morbius i Metler antagoniści. Antagonizm wiele osób napędza. I pozytywnie i negatywnie.