Polcon 2018 – Relacja
Polcon 2018
W dniach od dwunastego do piętnastego lipca w Toruniu odbył się Polcon. To nie tylko jedna z najstarszych polskich imprez dla fanów fantastyki i popkultury, ale także jedna z najbardziej charakterystycznych. Polcon co roku organizowany jest w innym mieście, przez inną grupę organizatorów, dzięki czemu co roku jest to niejako zupełnie inny konwent. Uważam to za bardzo ciekawy zabieg. Cechą wspólną każdej edycji jest hostowanie gali rozdania Nagrody Fandomu Polskiego imienia Janusza A. Zajdla.
Spodziewałam się, że Polcon będzie odbywał się w tym samym miejscu, co Copernicon, i już przygotowałam się na bieganie z jednego końca starówki na drugi. Na szczęście czekała mnie miła niespodzianka. Cały konwent odbywał się na terenie kampusu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika (i w jego najbliższej okolicy). Dzięki temu wszystko było pod ręką i uczestnicy nie musieli zbyt dużo chodzić. Było to ogromnym plusem, jako że pogoda, przez większość czasu, zdecydowanie nie zachęcała do spacerów.
Konwentowicze mogli odwiedzić między innymi: games room, sale do grania w RPGi i larpy, aulę, namiot wystawców, strefę z foodtruckami. Games room był rozległy (rozstawiony na korytarzu, ale na szczęście tak, że nie przeszkadzał w przejściu), z całkiem długą listą dostępnych planszówek. Foodtrucki miały zróżnicowane menu i całkiem przystępne ceny (konwentowe, ale nieprzesadzone). Zawiódł mnie jednak namiot wystawców aka Fantastyczne Targi Popkultury.
Były one bardzo ubogie – zajmowały spory namiot, który jednak, po odjęciu miejsca dla klientów, nie mógł pomieścić zbyt wiele stoisk. Te, które się w nim znalazły, miały do zaoferowania to, co można znaleźć na każdym konwencie. Chodzi oczywiście o: planszówki, książki, komiksy, ręcznie robioną biżuterię, pluszaki czy koszulki. Nie zabrakło oczywiście najbogatszych w ofercie sprzedawców polskich konwentów: sklepików sprzedających kupione online za grosze akcesoria po kilkunastokrotnie wyższych cenach oraz sprzedających masę przedmiotów z nadrukowanymi przypadkowymi grafikami z anime lub gier znalezionymi w internecie. Cały namiot można było obejść w dość krótkim czasie. Niestety, nie znalazło się w nim nic, czego nie widziało się już na każdym polskim konwencie.
Sale prelekcyjne, przynajmniej te, które odwiedziłam, były dobrze przygotowane, wyposażone w działające rzutniki, ale, niestety, miewały problemy w klimatyzacją. Jeden z punktów programu, na który zajrzałam, Komiks w pięciu smakach. Mówiąc prościej – panel dyskusyjny z udziałem pięciu osób związanych z komiksem Kai „Zvyrke” Józwińskiej, Nikodema Cabały, Katarzyny „PannaN” Witerscheim, Oskara „Komiksomaniaka” Rogowskiego, Tadeusza Baranowskiego, prowadzony przez Krzysztofa „churka” Churskiego, nie mógł odbyć się w wyznaczonej sali przez to, że było w niej niewyobrażalnie duszno (i pachniało mocno specyficznie). Paneliści i słuchacze przeszli zamiast tego na korytarz, na którym co prawda było głośno, ale przynajmniej dało się oddychać. Od innych uczestników konwentu słyszałam, że w salach bloku naukowego brak wentylacji skutecznie uprzykrzał każdą prelekcje, ale nie zbadałam tego na własnej skórze.
Program był pełen różnorodnych tematów, od masy prelekcji o literaturze, poprzez te o serialach i grach, aż po wiele naukowych (które, swoją drogą, poruszały tyle ciekawych kwestii, że żałowałam, że nie potrafię używać bilokacji). Był jednak jeden problem: program kończył się o godzinie dwudziestej drugiej. Zamykano wtedy games room, kończyły się prelekcje. Następowała dwunastogodzinna luka w atrakcjach, dopiero o dziesiątej rano zaczynały się kolejne punkty programu.
Polcon trwa cztery dni, ale to cztery dni z wyjęciem w sumie trzydziestu sześciu godzin – to daje raczej słaby wynik. Na większości konwentów, na jakich bywałam, po zakończeniu prelekcji nadchodził czas na całonocne siedzenie przy planszówkach czy granie w RPGi. Na tegorocznym Polconie jedyną atrakcją, jaką przewidziano na godziny nocne było siedzenie w jednym z pobliskich barów – ogromnym plusem było to, że trwały tam stricte konwentowe imprezy, na które wstęp miały tylko osoby z akredytacjami. Nie zmienia to faktu, że te dwunastogodzinne dziury to duży problem.
Wśród punktów programu znalazło się parę skupiających się na tematyce Planety Marvel. Shipping w światach Marvela: od kanonu do fanonu Katarzyny „Pochodni” Maciejewskiej opowiadał o fanowskich interpretacjach relacji bohaterów.
Interesująco brzmiała prelekcja Tarantino, Kubrick i Gilliam spotykają się na kawie u Marvela, czyli dlaczego Legion jest tak dobrze zrobiony przygotowana przez Drugi Seans, według opisu skupiająca się na nawiązaniach do popkultury zamieszczonych w serialu. Niestety musiałam ją sobie odpuścić, jako że wciąż nie nadrobiłam Legionu.
Pojawiły się aż dwie prelekcje o postaciach LGBT w komiksach superbohaterskich – W tęczowej pelerynie. Wątki LGBTA w komiksie superbohaterskim Michała Siromskiego i Superbohaterowie LGBTQ+ i gdzie ich znaleźć Katarzyny „missMHO” Jusiak i wspomnianej wcześniej „Pochodni”. Na obu wspomniano postaci pochodzące z Domu Pomysłów.
Panel Marvel: Niepełnosprawni i Niesamowici prowadzony przez Jędrzeja „Hyenę” Dyrkę był niezwykle ciekawy. Prowadzący nie tylko wymienił i dokładnie opisał kilkoro z najpopularniejszych niepełnosprawnych bohaterów Marvela (między innymi Hawkeye’a, Daredevila, Professora X), ale także – samemu będąc osobą niepełnosprawną – poświęcił sporo czasu na ocenę podejścia twórców komiksowych do tematu inwalidztwa.
Postanowiłam odwiedzić konkurs cosplay. Jest to atrakcja, która zazwyczaj wzbudza we mnie dość mieszane odczucia. Oglądanie cosplayerów prezentujących swoje stroje daje oczywiście mnóstwo funu, jednakże przez lata konwentowania przyzwyczaiłam się do słabego prowadzenia i dużej liczby technicznych „fakapów”. Głównie dlatego na każdy cosplayowy konkurs przychodzę przygotowana na czterdziestominutowe opóźnienie oraz konferansjera nie mającego pojęcia, o czym właściwie mówi (zasłyszana kiedyś zapowiedź „Dżenifer, postać z gry Wiedźmin” pozostała mi w pamięci do dziś). Tegoroczny Polcon jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Światła i dźwięk działały. Nic się nie zacinało, nic się też nie rozpadało. Do tego organizatorzy postanowili wykorzystać maszynę robiącą dym. Prawie każdy występ ozdobiony był zatem klimatyczną mgłą, która w połączeniu z oświetleniem dała naprawdę świetny efekt. Prowadzący, Piotr Milewski, sprawdził się bardzo dobrze. Same występy były niestety bardzo monotematyczne. Okazało się, że wśród cosplayerów panuje obecnie moda na Wiedźmina, przez co znaczna większość strojów pochodziła właśnie z tej serii.
Co do cosplayerów – poza konkursem nie widziałam ich zbyt wielu. Domyślam się, że padający co chwilę deszcz skutecznie odstraszał ich od przechadzania się w kostiumach – i w pełni to rozumiem. Jest jednak jeszcze jeden czynnik, który wpłynął na liczbę osób w strojach – liczba osób w ogóle. Uczestników było po prostu mało. W budynku mieszczącym sale popkulturowe i games room było widać spore tłumy, ale reszta konwentu nie cieszyła się wysoką frekwencją. Miało to swoje ciemne i jasne strony, oczywiście. Niektóre prelekcje odbywały się przy niemalże pustych salach, a całości brakowało tego konwentowego feelu, bycia otoczonym przez masę kolorowych osób podzielające zainteresowania.
Plusem był brak kolejek (przechodziłam koło akredytacji wielokrotnie i ani razu nie widziałam zniecierpliwionego tłumu) i możliwość wejścia właściwie na każdy punkt programu – chociaż w niektórych trzeba było siedzieć na podłodze, bo miejsca były zajęte (been there, done that), to nie widziałam sytuacji, w której czekający ludzie zostaliby odprawieni z kwitkiem, bo sala była przepełniona.
Toruński Polcon był zaskakująco skromnym konwentem. Nie miałam okazji być na żadnej z wcześniejszych edycji. Z też powodu nie mogę porównać tegorocznej do poprzednich. Jednakże po renomie spodziewałam się czegoś innego, większego. Bardzo nie podobały mi się ogromne dziury w programie. Narzekałam też sporo na brak smyczek do wejściówek. Zamiast nich dawano wstążki. Czas spędziłam miło, ale była to głównie zasługa ludzi, z którymi konwentowałam.
Kolejny Polcon będzie jednak organizowany w innym miejscu, przez inną grupę – kto wie, jak wyjdzie przyszłoroczna edycja, która odbędzie się w Białymstoku. To może być zupełnie inny konwent.
Autorka: Sida
Powyższe zdjęcia wykonała Olga Cuske. Serdecznie dziękujemy.