„Savage Avengers” (Tom 3) – Recenzja
Savage Avengers (Tom 3)
Savage End
W końcu mamy finał cyklu Savage Avengers. W końcu, bo jednak nie było to zbyt udane doświadczenie. Spoko dało się to przeczytać, ale niemal od razu się zapominało. Historia z absurdalnym składem, ale jednak bez odpowiedniej dozy absurdu, miała potencjał, ale Duggan, jak do Duggan, poza komediami dobrze się nie czuje i nie poczuł się dobrze tu. Efekt to takie dość typowa, poprawna robota środka, jakich wiele.
Nawet starsi bogowie potrzebują badań okresowych – a Doktor Strange wraz z Conanem Barbarzyńcą właśnie wybierają się sprawdzić, co dolega Shumie-Gorathowi, którego mocą karmi się okrutny czarownik Kulan Gath. Niestety, lekarska wizyta domowa nie przebiegnie tak, jak to sobie zaplanował Doktor… Czy niespodziewane pojawienie się dawnego złoczyńcy pomoże Savage Avengers uporać się z prześladującym ich czarnoksiężnikiem? Dodatkowo: Conan spotyka Ghost Ridera i… Spider-Mana!
Scenariusz do tego albumu napisał Gerry Duggan („Deadpool”, „Strażnicy Galaktyki”), a rysunki stworzył Patch Zircher („Deadpool i Cable”, „Suicide Squad – Oddział Samobójców”). Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Savage Avengers” #20–28.
Co tu można napisać ponad to, co o serii już swego czasu pisałem? Zbieranina niepasujących do siebie postaci, dużo akcji, dużo przygód i właściwie nic poza tym. Taka prosta, niewymagająca bezpretensjonalna rozrywka skrojona pod to, by jednak tego Conana w uniwersum wykorzystać, skoro wydawca zdobył do niego prawa. No tak, jak teraz z Predatorem i Alienami to robi, a wcześniej choćby z Angelą ze Spawna czy Kapitanem Ameryką w spadku po Timely Comics. Ale z Kapitanem (i parom innymi) fajnie im się to udało, z Conanem jakoś tak blado.
Nudy tu nie ma, Savage Avengers to sprawna, rzemieślnicza robota z paroma dobrymi pomysłami i ogólnie całkiem przyjemnym wykonaniem. Problem w tym, że nie ma tu błyskotliwości ani siły. Pomysł niby jakiś jest, niby mocno stara się to tym Conanem lecieć, ale ogólnie jakoś nie do końca mi to wszystko gra.
A i tak najlepsze pozostają tu rysunki Deodato Jr., który po tej przygodzie odszedł do konkurencyjnego DC Comics. Realistyczne, szczegółowe, drobiazgowe a przy okazji naprawdę wpadające w oko. Dobre też jest tempo całości, komiks nie nudzi i pewien dziwny sposób wsadzenie do niego postaci Conana, bohatera z zupełnie innej bajki, jest przyjemnym zabiegiem, nawet jeśli nie do końca spełnionym. Także graficznie, bo zabrakło mi już rysunków Deodato, który był najlepszy w całej tej serii. Okej, Zircher też spoko robi, ale jednak wolałem Deodato i tyle.
Autor: WKP
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja przekonała Was do zakupu – opisywany tom/serię możecie nabyć tutaj.