„Spider-Man: Far From Home” (2019) – Recenzja

Spider-Man: Far From Home (2019)
Epilog trzeciej fazy MCU i… nowy początek?

Dwadzieścia trzy… takiej ilości filmów potrzeba było, aby zakończyć trzy fazy kinowego uniwersum Marvela, które budowane jest nieustannie od pierwszego Iron Mana z roku 2008. Tak jakoś wyszło (chyba ku zdziwieniu większości fanów), że to nie Avengers: Endgame, a szalejący obecnie w kinach Spider-Man: Far From Home jest tą produkcją, której zadaniem było zamknięcie tegoż segmentu MCU, a przy okazji jest niejako zapowiedzieć to, co zobaczymy w przyszłości, jednakże już w nieco innej formie niż dotychczas. Jak zatem odgrywany przez Toma Hollanda Spidey (wraz z całą gamą innych postaci obok niego) spisał się tym razem, a w dodatku w całkiem nowym środowisku (no bo już nie na własnym podwórku, a za granicą)? Myślę, że użycie słowa „dobrze” byłoby w tej kwestii znacznym niedopowiedzeniem. Chyba nawet „znakomicie” nie oddaje tego, co mam tu na myśli. Zacznijmy jednak od początku.

Spider-Man Far From Home

Tony Stark nie żyje. Niestety. Zakuty w „żelazny” pancerz Avenger, geniusz, miliarder, playboy i filantrop poświęcił się pod koniec Endgame, aby odeprzeć siły Thanosa z nim samym na czele, a co za tym idzie – aby cała reszta galaktyki, jeśli nie całego wszechświata mogła odetchnąć z ulgą. Jak wiemy, powiodło mu się, jednakże pozostaje pytanie – kto mógłby zastąpić Iron Mana? To brzemię przyjmuje na siebie młodziutki Peter Parker, znany jako Spider-Man, dla którego Stark był niemal jak ojciec… choć może w tym wypadku to raczej jak wujek. Tak, Peter w pełni świadomy podjętej przez siebie decyzji, bierze na swoje barki zadanie takiego kalibru. Dla kogoś, kto nie dorósł jeszcze doświadczeniem, rangą i „prestiżem” do pełnienia takiej funkcji, będzie to nie lada wyzwaniem. Co w związku z tym?

Cóż, każdy, nawet superbohater, dochodzi w pewnym momencie do wniosku, że potrzebuje odpoczynku. Mówiąc prościej – wakacji. Nic w tym dziwnego, szczególnie gdy na co dzień na szali stawia się nie tylko swoje dobre imię, ale przede wszystkim życie. Parker stwierdza zatem, że pora na urlop i trochę odpoczynku, zabierając się z przyjaciółmi na szkolną wycieczkę po kilku z najpiękniejszych miast Europy – Londynie, Pradze, Berlinie i Wenecji – gdzie wreszcie będzie mógł skupić się na sobie i postawionych sobie celach niezwiązanych z „superbohaterowaniem”. Wydawałoby się, że jest to plan niemal idealny i zasadniczo nic nie ma prawa go jakkolwiek sknocić, ale jak dobrze wiemy – „licho nie śpi” i czai się tu za rogiem. Nie inaczej jest w tym przypadku. Peter będzie musiał połączyć siły z niejako wciąż odbudowującą się organizacją T.A.R.C.Z.A., a także człowiekiem, twierdzącym iż pochodzi z alternatywnej rzeczywistości, którego ksywa brzmi podejrzanie tajemniczo – Mysterio – w powstrzymaniu globalnego zagrożenia ze strony… ogromnych istot związanych z żywiołami, powodujących na kontynencie nieodwracalne szkody. Prawdziwie superbohaterski wypoczynek, prawda? Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak kilka dni w życiu takiego herosa może całkowicie zmienić jego życie. Spokojnie, tego Wam nie zdradzę. Nie musicie zatem obawiać się żadnych spoilerów z mojej strony.

Spider-Man Far From Home

Pomijając to, iż fabuła brzmi do granic pretensjonalnie, a przede wszystkim maksymalnie nieskomplikowanie, jest ona niebywale wciągająca. Przede wszystkim dlatego, że świetnie ukazuje się tu widzowi ogromny problem, a raczej problemy, z którymi zmaga się młodociany protagonista, będący rozerwanym pomiędzy tym, co chciałby, co musi, a co wypadałoby zrobić. Na myśl od razu przychodzą pierwsze lata służby komiksowego Spider-Mana, gdzie jego życie wyglądało dosłownie kropka w kropkę. Mimo, że kostium Pająka nieraz lądował w śmietniku, Peter zawsze do niego powracał, gdyż wiedział, że

Z wielką mocą wiąże się również wielka odpowiedzialność.

Samozaparcie, umiejętność samodyscypliny i przewartościowania tego, co jest najważniejsze, a co mniej ważne, chyba od zawsze były atrybutami, którymi Spider-Man cechował się najbardziej i to imponowało mi w tej postaci już od samego początku. Cieszy mnie więc, że Jon Watts – reżyser Homecoming, jak i Far From Home – poszedł dokładnie tym samym tropem i przedstawia dorastającego herosa w taki, a nie inny sposób, przez co znacznie łatwiej jest się z nim utożsamić. Szczególnie młodszemu widzowi, który podobnych problemów już doświadczył lub dopiero w ten etap życia wejdzie.

Spider-Man Far From Home

Spoiler

Kolejną personą, której warto poświęcić parę linijek, jest wspomniany wcześniej Mysterio. Oprócz Thanosa i Lokiego to chyba najlepszy antagonista (bo nie okłamujmy się, chyba nikt nie łudził się, że będzie to postać pozytywna, a szczególnie ci, którzy znają komiksy), jakiego dostaliśmy w MCU. Na spokojnie mógłbym postawić go jeszcze obok takiego Vulture’a, który również, o ironio, zadebiutował w poprzedniej części przygód Pająka, czyli w Homecoming. Nie chcę jakoś specjalnie zagłębiać się w temat jego motywów, planów i swoich zasad czy sposobów egzekwowania ich, ale uwierzcie mi, ten człowiek jest pierwszorzędnym i pełnoprawnym czarnym charakterem, którego nie można potraktować tylko jako kogoś, dzięki komu bohater ma się wybić i przebyć jakąś tam drogę, aby dorosnąć i coś zrozumieć. Tu mamy do czynienia z kimś, kto ma głowę na karku i stanowi realne zagrożenie zarówno dla głównego bohatera i jego bliskich, jak i dla świata. Byłoby bardzo nie fair, gdybym nie wspomniał tu samym aktorze, który wciela się w Mysterio, Jake’a Gyllenhaala. Jego angaż do tej roli już od samego początku niesamowicie przypadł mi do gustu, później zacząłem się do niego jeszcze bardziej przekonywać, gdy zobaczyłem trailery FFH, ale dopiero po pełnoprawnym seansie mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że jest to zdecydowanie i niezaprzeczalnie jeden z najlepszych castingów, jakie kiedykolwiek przeprowadzono do filmów Marvela. Słowo honoru.

Mógłbym tu tak siedzieć i pisać o poszczególnych bohaterach produkcji, bo tych jest niemało, wszak mamy tu do czynienia Furym, Marią Hill, Happym, ciocią May czy szkolnymi kumplami Parkera, jednak żadna z tych osób nie może się nijak równać z Mysterio. Po prostu nie da się. Nawet Vulture, o którym napomknąłem wyżej, nie miał takiej charyzmy, a przynajmniej nie była ona na takim poziomie. Pamiętajmy zatem odwieczną prawdę – protagonista jest tak dobry, jak jego przeciwnik. Tutaj mamy perfekcyjną konfrontację dwóch osób, których relacja ulega diametralnej zmianie na przestrzeni całej produkcji, a zmiany te są tak drastyczne, że koniec końców po prostu masakrują widza pod względem emocjonalnym i zostawiają go w pełni obnażonego i podatnego na wszelakie bodźce.

Spider-Man Far From Home

Czym byłby jakikolwiek kinowy Spider-Man bez wyśmienitej choreografii walk i powodujących całkowity opad szczęki efektów specjalnych? Miejmy nadzieję, że odpowiedzi na to pytanie nigdy nie otrzymamy, bo Far From Home błyszczy nie tylko świetną fabułą, umiejętnym budowaniem atmosfery i ludzkimi bohaterami z problemami, ale i właśnie segmentem wizualnym. Może i nie ma tu walk z podrzędnymi bandziorami, jak w części poprzedniej, ale tu mamy za to naprawdę spektakularne starcia o znacznie większej skali. Są zatem wszelkiej maści salta, fikołki, gwiazdy, piruety i podskoki, które w połączeniu z dzisiejszą technologią i zaangażowaniem młodego Hollanda prezentują się wręcz wybornie, jednakże na szczególną uwagę zasługują tu efekty specjalne. Tak, CGI. Nie od dziś wiadomo przecież, że filmy Marvela zazwyczaj pod tym względem mają się czym szczycić. Spider-Man: Far From Home jest właśnie jednym z takich obrazów. Rzekłbym nawet, że to, co serwuje nam tu reżyser, przy akompaniamencie komputerowych speców, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jedynka nie ma nawet podjazdu do tego, co dostajemy tutaj. Mało tego, myślę, że spokojnie mogę stwierdzić, że FFH bije na głowę swoimi efektami Black PantheraCaptain Marvel Doctora Strange’a razem wziętych. Nie, nie przesadzam. I tak, wciąż mówimy tu o filmie ze Spider-Manem w roli głównej. Co może być zatem aż tak efektownego? Chociażby ogromne i znacznie różniące się od siebie Elementale oraz metody walki Mysterio. Te drugie zwyczajnie odbierają mowę, bo robią naprawdę piorunujące wrażenie. Chapeau bas.

Nie sposób przytoczyć tu wszystkie pozytywne aspekty filmu, bo jest ich cały legion. W zasadzie nie mogę się przyczepić tutaj do niczego. Nie przemawia za tym nawet moje uwielbienie, przywiązanie do Pająka, który jest mi najbliższym herosem Domu Pomysłów, od kiedy tylko zacząłem swoją przygodę z komiksami będąc jeszcze dzieckiem. Spider-Man: Far From Home w moim odczuciu zwyczajnie nie ma wad. To prawdziwie rozgrzewający serduszko film praktycznie dla każdego, traktujący o zwyczajnie ludzkich problemach osoby, która nie radzi sobie z podjętymi przez siebie wyborami i oczekiwaniami wobec niego, żyjąc z ich konsekwencjami, nie umiejąc przy okazji odpuścić, gdyż wie, że jeśli nie on, nikt nie podejmie się tego, co po prostu zrobić należy. To film z duszą i przesłaniem, stanowiący solidny epilog trzeciej fazy Marvel Cinematic Universe. Jest humorystycznie, jest romantycznie, czasami niezręcznie, a innym razem smutno – ogólnie mówiąc – emocjonalnie. Tak jak w życiu każdego z nas. I o to właśnie chodzi.

Spider-Man Far From Home

Nie sztuką zrobić jest monotematyczny film jadący na jednym schemacie. Myślę, że sukces reżyserski jest wtedy, gdy widz jest w stanie utożsamić się z oglądanymi przez niego bohaterami niezależnie od sytuacji, bo sam szybko potrafi postawić się na ich miejscu, przywołując z pamięci jakiś konkretny moment z własnego życia. Tak jest właśnie w przypadku Spider-Man: Far From Home. Jest idealnie. To sequel perfekcyjny i przebijający część pierwszą w każdym aspekcie, co zdarza się bardzo rzadko. Trójka będzie mieć spory problem z przeskoczeniem tego pułapu. Miejmy jednak nadzieję, że się uda. Głęboko w to wierzę.

PS Mamy tu dwie sceny po napisach, które zrzucają na oglądających prawdziwie emocjonalne bomby atomowe. Przygotujcie się zatem na mega-szokującą podbudowę pod czwartą fazę MCU. Będzie się działo, oj będzie.

Autor: SQ

Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Tomek 658

Tak jak myślałem Mysterio nie zmienił się w pozytywnego bohatera. Jest dalej antagonistą. Też się wybieram na film. Taka recenzja jeszcze bardziej zachęca aby go zobaczyć.

Piotr

Jest to film głównie o tym kto ma być Thanosen nowych czasów- obrońcą i za razem niszczycielem lub nowym bogiem nowych czasów.

2
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x