„Web of Venom: Carnage Born #1” (2018) – Recenzja
Web of Venom: Carnage Born (2018)
Od zawsze uważałam, że Carnage jest postacią niedocenianą i spychaną na boczny tor, a przecież osoba o psychopatycznych skłonnościach może mieć ciekawą historię, pełną mrocznych i niepokojących zdarzeń. Moim zdaniem nikt nie rodzi się psychopatą, tylko pewnego rodzaju wydarzenia i otoczenie wpływa na człowieka, który stacza się właśnie na taką drogę. Po filmie Venom od Sony Pictures i po zapowiedzi pojawienia się w Cletusa Kasady na ekranach kin miałam nadzieję, że pojawi się więcej komiksów mówiących o nim. I tym razem nie myliłam się. W moje ręce wpadł właśnie nowy, świeżutki komiks związany z tymże złoczyńcą o specyficznej nazwie Web of Venom: Carnage Born. Zawiera on to, czego brakowało mi w poprzednich seriach o czerwonym symbioncie. Ale do rzeczy.
Zeszyt opowiada nam o tym, jak narodził się Cletus Kasady, późniejszy nosiciel Carnage’a. Jak wiemy, symbionty nie były złymi postaciami, ale to, jaki był ich nosiciel, wpływało na ich zachowanie. Więc to czym stał się Carnage też było po części winą Cletusa. Niestety, biedny Kasady urodził się martwy, przyduszony pępowiną w instytucie Ravencroft dla psychicznie chorych. Po pewnym czasie jednak ożył, nikt nie wiedział dlaczego. W czasie swojego życia nigdy nie zapomniał tej chwili, gdy umierał i często o niej wspominał. Uważał, że trafił do piekła, gdzie stał w ciemności za kratą klatki i podziwiał pewne postacie. Z daleka wyglądali na normalnych ludzi, ale gdy się im przyjrzeć, były to stwory składające się z mięśni, ścięgien i kości. Rozmawiając z psychologiem, twierdził, że nie zabija, by ich upokorzyć, ale by ich uwolnić. Później przechodzimy przez opowieść o połączeniu się z symbiontem, aż w końcu dochodzimy do historii kultu, który chce wykorzystać Carnage’a do swoich planów i zaczyna mu się to bardzo podobać. Co kult chce zrobić z czerwonym symbiontem dowiecie się po przeczytaniu tego tomiku.
Cała fabuła, za którą odpowiedzialny jest Donny Cates, jest niezwykle ciekawa i odpowiada na wiele pytań nurtujących czytelników, dlaczego tak właśnie Carnage postępuje i co odczuwa odbierając komuś życie. Cały pomysł z kultem wydaje mi się ściągnięty z innej serii traktującej o czerwonym symbioncie, a mianowicie z Carnage (2017), gdzie pewna sekta z jego pomocą chciała powołać do życia Chthona, boga zła, ale tym razem chodzi o inne bóstwo i akcja jest rozegrana nieco ciekawiej. Niestety, czuć smak odgrzewanego kotleta, ale byłoby miło, gdyby seria nie skończyła się na jednym zeszycie. Po raz kolejny mamy do czynienia z popularnym cliffhangerem, gdzie fabuła kończy się na bardzo ciekawej, ale nie rozwiązanej sprawie.
Jeśli chodzi o kreskę w wykonaniu Danilo S. Bayruth jest ona bardzo dynamiczna, co pięknie łączy się z dużą ilością akcji w komiksie. Przy okazji, nie zapominajmy o kolorach Crisa Pettera, które wydają się być stosowane tu w zestawieniu kontrastywnym, co też potęguje dynamizm akcji.
Polecam ten tytuł fanom czerwonego symbionta, bo podaje on nam na tacy bardzo dużo wiadomości na temat gospodarza Carnage’a, a także dla osób, które zaczynają interesować się tematem symbiontów w świecie Marvela.
Autorka: Lynn