„Amazing Spider-Man: Spiderversum” – Recenzja
Amazing Spider-Man: Spiderversum
Amazing Spider-Man: Spiderversum to komiks będący kontynuacją wydarzeń przedstawionych w tomiku Preludium do Spiderversum, mającym polską premierę prawie pół roku temu. Tym razem wydawnictwo Egmont zafundowało nam wydanie zbiorcze składające się aż z siedmiu zeszytów (#9-15) serii Amazing Spider-Man, które ukazały się pierwotnie na przełomie lat 2014/2015. Komiks zawiera 168 stron, a jego cena okładkowa to 39,99 zł. Czy jest jej wart? Sprawdźmy.
Fabuła Spiderversum (za którą odpowiada Dan Slott) jest naprawdę prosta, choć chwyta za gardło już na początku i trzyma w napięciu aż do końca. Sytuacja wygląda bowiem następująco: spore grono alternatywnych wersji Spider-Mana i Spider-Woman/Spider-Girl z innych wymiarów musi połączyć siły, aby wreszcie położyć kres istnieniu nie jednego przeciwnika, a całej złowrogiej rodziny…
Inheritors (pl. Dziedziczący), bo to o nich mowa, to dość „specyficzna” (bardzo steampunkowo wyglądająca) familia (z Morlunem na czele), która zajmuje się polowaniem na tzw. „pajęcze totemy”, czyli osobniki obdarzone pajęczymi mocami z całego multiwersum. I nie, nie robią tego dla sportu czy własnej uciechy, a… dla przetrwania. Najprościej mówiąc, są to swego rodzaju „wampiry”, które, by przeżyć, muszą pożywiać się na Pająko-ludziach. Nie brzmi to jakoś specjalnie groźnie, co? Może i nie, ale zagrożenie jest jak najbardziej realne. Spider-batalia jest nieunikniona, a tylko jedna strona konfliktu może ją przetrwać. Nie chcę tu więcej spoilerować, więc przedstawię skrótowy opis z tylnej okładki komiksu:
Trwa krwawe polowanie na pajęcze totemy. Spiderzy ze wszystkich światów zbierają się, żeby stawić opór Morlunowi i jego wygłodniałej rodzinie. Ich armią zamierza dowodzić Otto Octavius, co nie podoba się Peterowi Parkerowi. Jednak nie ma czasu na kłótnie – wkrótce potyczki z Dziedziczącymi przerodzą się w otwartą wojnę. Silk, Miles Morales, Miguel O’Hara i inni muszą dać z siebie wszystko, bo inaczej nigdy nie będą bezpieczni. Los Spider-Manów z całego multiwersum zależy tylko od nich…
Mamy tu styczność z prawdziwą plejadą Pająków – Spider-Manem, Spider-Manem 2099, Superior Spider-Manem, (kilkoma) Spider-Woman/Girl, Silk, Assassin Spider-Manem, Spider-Punkiem, Spider-UK, Spider-Monkey, obiema wersjami Scarlet Spidera (Ben i Kaine) czy Ultimate Spider-Manem (Milesem Moralesem), a nawet z uwielbianą przez fanów Spider-Gwen. Na łamach komiksu zobaczymy oczywiście o wiele więcej postaci, jednakże tym, co jest tu moim zdaniem najlepsze i najważniejsze, są ich totalnie odmienne charaktery, które wpływają na zachowania i interakcje pomiędzy nimi. Jeśli myślicie, że wszyscy są tacy jak Peter, to jesteście w poważnym błędzie. Nie wszystko będzie szło po myśli bohaterów. Nie obędzie się także bez tarć, wewnętrznych konfliktów czy nawet podziałów (większych bądź mniejszych). Również nie wszyscy wyjdą z tej walki cali i zdrowi. O tym, jak i o epilogu tego wszystkiego będziecie musieli jednak przekonać się sami.
Warstwa graficzna Spiderversum to prawdziwy majstersztyk (dzięki triu – Olivier Coipel, Giuseppe Camuncoli i Justin Ponsor). Mówię oczywiście za siebie, ale poważnie uważam, że gdyby trochę więcej komiksów Domu Pomysłów wyglądało tak, jak ta seria, o wiele więcej ludzi z chęcią zainteresowałaby się nimi. Może to dziwne, ale zwyczajnie ciężko mi się przyczepić do czegokolwiek względem zaprezentowanych w tym tomie ilustracji. Najpiękniej przedstawiają się tu chyba jednak rozkładówki (dwustronne rysunki), gdzie możemy podziwiać multum Pajęczaków w różnych kostiumach (co prze-fajnie ze sobą kontrastuje, a zarazem współgra – tacy sami, choć inni), a przy okazji być świadkami fantastycznie ukazanych scen akcji, gdzie ci, mówiąc kolokwialnie, piorą się po mordach z wydawałoby się kimś, z kim nie mają większych szans.
Polskie wydanie, które Egmont dostarcza czytelnikom to standard. Lekko usztywniana obwoluta z dwiema ilustracjami (po jednej na przodzie i tyle). Na grzbiecie dostajemy tytuł opowieści wraz z numerkiem i malutkim emblematem. Z kolei środek to strony z miłym w dotyku kredowym papierem, na który nadrukowana została treść w postaci plansz i paneli. Na samym końcu wydawnictwo dostarcza nam galerię okładek kilku oryginalnych zeszytów serii Amazing Spider-Man z tamtego okresu, a także historie przez nich polecane, oraz te, które dopiero zagoszczą na rynku. Za tłumaczenie albumu odpowiada pan Piotr W. Cholewa, któremu chciałbym bardzo podziękować, bo choć jestem przyzwyczajony do angielskiej nomenklatury, polska naprawdę jej dorównała. Świetna robota.
Jeśli jeszcze nie wywnioskowaliście tego, to Spiderversum (czy Spider-Verse) jest moim ulubionych Spider-eventem. To historia, która oprócz przedstawienia czytelnikom kolejnej rzeczy, z którą herosi będą musieli się uporać, pokazuje też, jak współdziałać dla dobra ogółu. Jak pogrzebać wewnątrz siebie wszelkie małostki. Jak przezwyciężać problemy, dysonanse i niezrozumiałości, aby wreszcie coś zdziałać, a koniec końców osiągnąć… w bardzo słodko-gorzki sposób. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć trochę tanio. Może nawet kiczowato, ale tak to po prostu odbieram. Samo wydarzenie ma zaś chyba taką samą rzeszę fanów, co hejterów, aczkolwiek moje uczucia wobec niego od lat pozostają bez zmian.
To coś, co nadal udowadnia mi, dlaczego to właśnie Spider-Man (Peter Parker) jest moim faworytem wśród bohaterów Marvela. Nigdy nie należy się poddawać. Walczy się do końca, a jeśli cel można osiągnąć wspólnymi siłami – nie ma na co czekać. Wy również nie powinniście. Idźcie i kupcie sobie ten komiks. Najlepiej z Preludium w komplecie.
Autor: SQ
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja was przekonała do zakupu, to serię/tom możecie nabyć tutaj.