„Axis: Carnage i Hobgoblin” – Recenzja
Axis: Carnage i Hobgoblin
W moje rączki trafiło ostatnio ciekawe wydanie zbiorcze na temat dwóch zaciętych i śmiertelnych wrogów Spider-Mana, które bardzo mnie urzekło. Jest to dwuczłonowe wydanie serii, z której każda ma trzy zeszyty. Mowa tu o Axis: Carnage i Hobgoblin. Obaj panowie nagle stają się dobrzy. Co wywołało ich przemianę? Klon Red Skulla ukradł mózg nieżyjącego już Profesora Xaviera, w wyniku czego przemienił się w Red Onslaughta. Kiedy Scarlet Witch i Doktor Stange chcieli go pokonać, niechcący swoimi mocami doprowadzili do kataklizmu, który ogarnął całą kulę ziemską. Wszystko zaczęło się zmieniać, złoczyńcy stali się bohaterami, a herosi podążyli ścieżką zła.
Zacznijmy od Carnage’a. Cletus Kasady aka Carnage stał się swego rodzaju obrońcą uciśnionych (przynajmniej w jego mniemaniu). Niestety, jak to na Carnage’a przystało, nawet w czasie próby ratunku dopuszczał się zbrodni, brutalnie zabijał agresorów i osoby, które chciał uratować. Kasady taki już po prostu jest. To osobnik, który nie jest w stanie pojąć, na czym polega bohaterstwo. W dodatku nie rozumie dlaczego ludzie wciąż się go boją. Nagle na horyzoncie pojawił się superzłoczyńca, którego Carnage chciał pokonać, ale plany pokrzyżowała mu policja, która nadal uważała go za wroga. Jeśli chcecie poczytać o przewrotnych losach Cletusa, musicie sięgnąć po Axis, które zagwarantuje Wam duża dawkę czarnego humoru i ironii.
Jeśli chodzi o drugiego „bohatera”, jest nim pierwszy Hobgoblin – Roderick Kingsley – milioner i projektant mody. Natrafia on na jedną ze skrytek ze sprzętem Zielonego Goblina i wykorzystuje swoje znalezisko, pożyczając odpłatnie jego atrybuty. Tak zaczyna się jego biznes, polegający na handlu różnymi „odzyskiwanymi tożsamościami” superzłoczyńców (drugiego sortu). Ale co by było, gdyby sam stał się dobry i przerzucił się na merch związany z tymi, którzy niegdyś byli złoczyńcami, a teraz wstąpili na drogę prawości i światłości? Tego, co go czeka, dowiecie się po przeczytaniu komiksu.
Za fabułę trzyzeszytowej mini-serii Carnage’a odpowiada Rick Spears. Autor przedstawia nam prześmiewczą historię ex-psychopaty, który stara się być bohaterem. W pewnym momencie robi nam się żal Carnage’a, bo jako heros jest on totalnym nieudacznikiem. Pomysł, jak i prowadzenie akcji, czy też pojedyncze wydarzenia są bardzo ciekawe i świeże, ale twórca nie zrezygnował tu z brutalności czy wszechobecnego rozlewu krwi, za co jestem mu bardzo wdzięczna. To nam uświadamia, że faktycznie wciąż mówimy o Carnage’u. Podobnie jest w przypadku scenariusza, który wyszedł spod ręki Kevina Shinicka. Ten przedstawia Hobgoblina w tak kolorowych i superbohaterskich barwach, że zaczyna to być co najmniej śmieszne (np. reklama Hobciasteczek i ogólnej jego marki). W całym komiksie widać tę wszechogarniającą ironiczną, paradoksalną wręcz, superbohaterskość, która ośmiesza głównego bohatera.
Jeśli chodzi o kreskę w wykonaniu Germana Perlaty, jak i Javiera Rodigueza, jest ona bardzo dynamiczna, co pięknie łączy się z dużą ilością akcji w komiksie. Przy okazji, nie zapominajmy o kolorach Rina Bereda, które wydają się być stosowane tu w zestawieniu kontrastywnym, co też potęguje dynamizm akcji.
Komiks z całego serca polecam fanom dwóch tytułowych postaci, a także Spider-Mana, bo to świetny kawałek materiału do poczytania, który nie raz (a wiele) doprowadzi Was do łez wywołanych przez śmiech. Osobiście uwielbiam, gdy Carnage robi z siebie karykaturę Pająka, nazywając się Your friendly neighbourhood Carnage-Man. Te dwie mini-serie polecam również osobom, które są ciekawe, jak nasz komiksowy psychopata wypada po „przemianie”.
Jeśli chodzi o sposób wydania woluminu – jest bardzo przyjemnie. Cieniutka, błyszcząca okładka wygląda bardzo zachęcająco. Wnętrze albumu też nie zawiodło. Piękny papier i żywe kolory wyglądają ślicznie. Przekładający treść tego komiksu na język polski, Tomasz Kupczyk, zadbał o najmniejsze szczegóły językowe, co bardzo mnie ucieszyło i sprawiło, że lektura nie była drętwa. Trzeba niestety przyznać, że czasami tekst przetłumaczony z oryginału na inny język staje się nudny i bez wyrazu, jednakże w tym wypadku translacja wyszła bardzo dobrze.
Autorka: Lynn
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska.