„Conan Barbarzyńca: Tygiel” – Recenzja
Conan Barbarzyńca: Tygiel
Jednym z najbardziej znanych i osławionych siłaczy, jaki przychodzi mi, a zapewne i innym na myśl, jest Conan Barbarzyńca. Postać, która wyszła spod pióra Roberta E. Howarda (amerykańskiego pisarza) i wręcz opanowała popkulturę amerykańską w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, dzięki filmom i kreskówkom z nim w roli głównej. Conan Barbarzyńca zwany również Conanem z Cymerii był znany z ogromnej siły oraz wytrzymałości. Chętnie brał udział w różnych przygodach, w pewnym czasie został również najemnikiem. Stoczył wiele walk z ludźmi wszystkich narodów oraz potworami, które licznie zamieszkiwały wtedy Ziemię. Charakteryzował się śniadą, opaloną cerą i ciemnymi, wręcz kruczoczarnymi, długimi włosami jak na Cymeryjczyka przystało. Tym razem miałam przyjemność zapoznać się z kolejnymi przygodami tego bohatera w tomiku zatytułowanym Conan Barbarzyńca: Tygiel.
Opowieść zaczyna się dość interesująco, bo oto Conan trafia do tajemniczego miasteczka zwanego Garchall, gdzie będzie uczestnikiem świętego turnieju walk. Jakby tego było mało, na herosa czekają różne niebezpieczeństwa: potwory, pułapki i oczywiście ogromny labirynt, tytułowy Tygiel, w którym roi się od zagrażających zdrowiu, a nawet życiu, stworzeń i przedmiotów. Po pokonaniu tego wyzwania będzie mógł zająć odpowiednie miejsce u boku boga, znanego pod bardzo groźnym pseudonimem – Mnoga Śmierć. W trakcie całej kabały tytułowy bohater połączy siły z honorową złodziejką, podstarzałym szamanem oraz innymi uczestnikami turnieju, aby przetrwać. Niestety, jak to z kliszowymi zagraniami już bywa – i w tym wypadku w towarzystwie centralnej ekipy pojawi się pewien obłudnik, który będzie chciał wyprowadzić protagonistę na manowce.
Album zawiera materiały opublikowane w zeszytach Conan the Barbarian #13-18 (2019) ze scenariuszem Jima Zuba. Historia jest niezwykle spójna, a przy tym dynamiczna. Podczas lektury jesteśmy świadkami krwawej uczty oraz ciekawie rozwijających się wątków, gdzie trzyma się nas w nieustannym, wzrastającym coraz bardziej napięciu. Bardzo podoba mi się tutaj również rozwijanie relacji Conana wraz z innymi uczestnikami turnieju. Z każdym pokonanym potworem wiedzą oni, iż mimo nieznajomości swojego pochodzenia i różnic w wyznawanych wartościach, muszą zaufać sobie nawzajem, aby przetrwać.
Doceniam również kunszt tłumaczenia Bartosza Czartoryskiego, który po mistrzowsku przełożył treść amerykańskiego na język polski, starając się sprawić, że język, którymi posługują się bohaterowie, wygląda na archaiczny, ale jest zrozumiały dla ogółu czytelników. Dzięki czemu czujemy klimat tej opowieści.
Przepiękna szaty graficzna, której autorami są Roge Antonio, Robert Gill i Luca Pizzari zdecydowanie wpada w oko. Współpraca tej trójki artystów okazała się absolutnym sukcesem. Pieczołowicie wykonane kadry, niezwykła szczegółowość ilustracji oraz kontrastowość kolorów tworzą niepowtarzalny i dynamiczny klimat. Czytelnik czuje się dzięki temu jakby dosłownie został wciągnięty w niezbyt wybaczający i okrutny świat Conana, a gdy trzeba go w końcu opuścić, zbliżając się do końca opowieści, robi się to niechętnie.
Uniwersum Conana przedstawione tutaj to dość surowe fantasy (choć ukazane w efektowny sposób), pełne walk na miecze, lejącej się krwi, pojedynków i poszukiwania skarbów. Jeśli są to Wasze klimaty, to zdecydowanie polecam ten tomik.
Autorka: Lynn
Egzemplarz recenzencki otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Egmont Polska. Jeśli recenzja Was przekonała do zakupu – opisywaną serię/tom możecie nabyć tutaj.
Ja też uległem tej modzie Conana. O ile pamiętam wcielał się w go Arnold Schwarzenegger. Jak zwykle bardzo dobrze zagrał tego bohatera. Myślę, że z aktorów najbardziej on pasował do tej postaci.