„Fearless #1” (2019) – Recenzja
Fearless #1 (2019)
Jakoś tak wyszło, że w udziale przypadł mi pierwszy numer komiksowej serii Fearless, do którego podchodziłam z totalną obojętnością. Wiedziałam, że główną bohaterką jest Kapitan Marvel, więc komiks ma dużą szansę, aby okazać się sukcesem. Do tej pory przynajmniej się nie myliłam i wszelkie opowiadania, w których pojawiła się pani Kapitan i które miałam przyjemność przeczytać, okazały się całkiem ciekawe. Czy i tym razem się udało? Czy nowa historia od Seanan McGuire, Leah Williams oraz Kelly Thompson trzyma poziom?
Pierwszy zeszyt składa się z trzech części. Pierwsza ukazuje nam wspomnianą Captain Marvel, a także Invisible Woman oraz Storm, które w trakcie swoich misji/codziennych obowiązków zastanawiają się, czy wziąć udział w obozie, na którym z kolei mają przygotować piękne inspirujące przemówienie. Każda z nich się waha, ale ostatecznie decydują się stawić na spotkanie. Druga część jest kompletnie oderwana od kontekstu i tyczy się przygód młodej modelki Millie, pozującej do sesji zdjęciowej. Trzecia odsłona przedstawia Jessicę Jones, która znalazła się w dosyć niezwykłej sytuacji…
Może zabrzmi to zbyt surowo, ale żadna z tych części mi się nie spodobała. Pierwsza jest ewidentnym wprowadzeniem do akcji właściwej. Na tym etapie wiem już, że ciąg dalszy mnie nie porwie. Mam wrażenie, że już wiem, w którą stronę zmierza fabuła i po prostu nie interesuje mnie, jak to się zakończy. Brzmi brutalnie, ale niestety tak to odbieram. Jedyne, co może mnie ewentualnie zmotywować do zapoznania się z dalszym ciągiem opowiadania to Jessica. Mam nadzieję, że ta ostatnia część jest powiązana z tą pierwszą i nie została bezcelowo wrzucona do komiksu tylko po to, żeby mnie później totalnie zawieść. Z kolei ten krótki epizod z przygodami Millie kompletnie zbił mnie z pantałyku, bo nijak ma się do ogólnej fabuły i miałam poczucie, że zaczęłam czytać historyjkę dla małych dziewczynek, gdzie aż razi po oczach infantylność, a nie porządnie zapowiadający się superbohaterski komiks.
Podobne odczucia odnoszę względem strony wizualnej, gdzie za każdą część odpowiada kto inny, m.in. Claire Roe, Nina Vakueva, Carmen Carnero, Rachelle Rosenberg czy Tamra Bonvillain. Każda z tych osobnych części pod względem stylu rysowania czy kolorów jest ładna i czytelna, więc nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń. Niemniej jako całość niejednokrotnie odczuwałam dezorientację, co jeszcze bardziej ugruntowuje mnie w przekonaniu, że są to trzy historyjki wklejone niepotrzebnie w jeden zeszyt.
Szczerze nie wiem, co mam myśleć o Fearless. Nie wiem, w jakim celu wprowadzono w jednym cienkim tomiku trzy opowiadania, które nijak mają się do siebie. Ponadto, żadna z tych historyjek kompletnie mnie nie wciągnęła, a raczej wprawiała w zmieszanie, bo w każdej części panuje zupełnie inna atmosfera i tyczą się one kompletnie innych rzeczy. Z radością zakończyłam lekturę Fearless i raczej nie powrócę do tego cyklu. Jeżeli jednak lubicie lekki zamęt i ciągłe zmiany na linii fabularnej, to może akurat ten pierwszy zeszyt Wam spasuje.
Autorka: Rose (Vombelka)
Nie lubię jak w komiksach propagowana jest ideologia.