„Hunt for Wolverine #1” (+Tie-Iny) – Recenzja
Hunt for Wolverine #1
+ Tie-Iny (Weapon Lost #1-2, Adamantium Agenda #1, The Claws of a Killer #1, Mystery in Madripoor #1)
Jedna z niepisanych zasad komiksów Marvela mówi, że tak naprawdę umiera tylko wujek Ben (choć i od niej bywają wyjątki). Dlatego też informacja o śmierci jednego z najbardziej rozpoznawalnych i wszechstronnych mutantów – oryginalnego Wolverine’a – może i poruszyła kilka serc, a adamantowy posąg wyglądał niezwykle szlachetnie, to nikt z miłośników Rosomaka, nie potraktował tego naprawdę poważnie. To przecież Wolverine! Zabijano go tyle razy, na tyle różnych sposobów, a on wciąż i wciąż się regenerował. Facet przeżył własną dekapitację, kiedy to przerażony swoimi czynami położył głowę na torach tuż przed pędzącym pociągiem. Moim zdaniem wszystko było kwestią czasu, a Reed Richards dobrze to wiedział.
Po ataku Reversów na grobowiec Logana, Kitty odkrywa, że grób jest pusty. Ciało zniknęło i nie ważne, martwe czy żywe, stanowi nie lada gratkę dla wszystkich od szalonych naukowców, przez agentów rządowych na złoczyńcach i szalonych kolekcjonerach skończywszy. Już pomijając jakie zagrożenie niesie samo DNA Wolverine’a, ale kto jak kto, ale on zasłużył sobie na święty spokój. O ile naprawdę nie żyje. W każdym razie Logan przez lata przysparzał sobie nie tylko wrogów, ale też przyjaciół i teraz Kitty prosi ich wszystkich o pomoc w poszukiwaniach, co spotyka się z ich niemal natychmiastowym odzewem. Chociaż nie tylko oni pragną odszukać Wolverine’a. Są tacy, którzy wciąż pragną widzieć go zmarłego, a największą bolączką jego (domniemanej) śmierci było dla nich to, że nie zadali jej osobiście.
Z kwestii technicznych Hunt for Wolverine to tylko początek, punkt wyjściowy dla czterech różnych historii o czterech różnych ekipach poszukujących zaginionego Rosomaka. Weapon Lost (zeszyty 1 i 2), skupiają się na losach Daredevilla, Franka McGee i Misty Knight, odwalających zwykłą, detektywistyczną robotę z pomocą Cyphera. Adamantium Agenda to z kolei angażuje Avengersów z czasów, kiedy Wolverine do nich należał. Mamy tu między innymi Tony’ego Starka, Jessicę Jones, Luke’a Cage’a i Petera Parkera mającymi za sobą cały potencjał intelektualny i finansowy Iron Mana. The Claws of a Killer z kolei przenosi nas do bardziej morderczo nastawionej ekipy złożonej z syna Logana, Deathstrike i Sabertootha.
Ostatnia z serii Mystery in Madripoor jest dla mnie pełnym fanserwisem, ponieważ w poszukiwaniu Wolverine’a wyruszają wszystkie kobiety, które go kiedyś kochały albo też w jakiś sposób splotły z nim swoje losy. Jest to też najliczniejsza ekipa poszukiwawcza, ponieważ składa się aż z sześciu heroin m. in. Storm, Jubilee, Rouge czy Psylocke.
Mimo podążania różnymi tropami, każdą z ekip, a co za tym idzie i z serii łączą wspólne elementy. Oczywiście poza jednym początkiem, każdy z bohaterów wspomina jakoś postać Logana. Ponieważ każda ze ścieżek ma swoich własnych twórców, sposoby na ukazanie retrospekcji są tak różne jak różni są ludzie. Mamy więc tu “wspomnienia” będące jedynie tłem kadrów, czarno-białe pojedyncze ujęcia, czy całe strony opisujące przeszłość. Ma to nam uświadomić jak bardzo rozchwytywaną postacią był (jest) Wolverine, mimo jego upartej chęci do samotniczego trybu życia. Ten samotny wilk ma więcej przyjaciół, rodziny czy kochających kobiet niż niejeden z nas mógłby sobie wymarzyć. Kwestię wrogów taktownie przemilczę.
Różnorodność twórców powoduje, że każda z serii jest narysowana w innym stylu, przez co w niektórych miejscach dostrzega się brak konsekwencji. Te same postaci potrafią wyglądać zupełnie inaczej. Niech przykładem będzie tu Kitty Pride w pierwszym Hunt for Wolverine (nazwijmy go zeszytem zerowym), gdzie została przedstawiona w niezwykle dziewczęcy sposób, i w Mystery in Madripoor, w którym prezentuje się (jak wszystkie bohaterki z tej serii) niczym drapieżna, tancerka erotyczna (stąd moje skojarzenia z fanserwisem). Jeśli miałabym wybrać kreskę, jaka najbardziej przypadła mi do gustu, byłaby to ta, należąca do R. B. Silvy współtworzącego Adamantium Agenda. Chyba prezentuje największe zrównoważenie pomiędzy stylem komiksowym a realistycznym, nie przerysowując w żadną ze stron. Ot lubię wyważenie zarówno w fabule jak i w grafice.
Co do oceny samej fabuły, trudno się na razie wypowiedzieć, ponieważ zarówno Hunt for Wolverine, jak i pozostałe wychodzące z niego historie dopiero startują. Tak jak nie recenzuje się książki po jednym rozdziale, tak nie bardzo można to zrobić po jednym zeszycie komiksowej serii. To, co jednak widać na pierwszy rzut oka w każdej z serii, odnalezienie Logana będzie najmniejszym z problemów każdej z ekip. W zasadzie tylko w The Claws of a Killer i Weapon Lost trafili na jakiekolwiek ślady Wolverine’a. Problem polega na tym, że nie jestem przekonana czy opisane w nich wydarzenia działy się po sobie. Mam dziwne przeczucie, że ich akcja toczy się równocześnie, a to by znaczyło… wiele różnych ciekawych rzeczy, które niestety okazałyby się spoilerami.
Poza tym komiksy te wykorzystują całą paletę motywów począwszy od klasycznie noirowskich, detektywistycznych akcji, przez grozę apokalipsy na kosmicznej rozwałce skończywszy. Jakby na to nie patrzeć, będzie to naprawdę bogaty i różnorodny wycinek z historii Marvela.
Trzeba przyznać, że odkąd zobaczyłam adamantowy pomnik Wolverine’a (pierwszy raz było to chyba w Old Man Logan) nie byłam przekonana co do ostatecznej śmierci tego X-Mana. Pod tym względem Marvel nie zawodzi. Jak prowadzi tę historię i czy Logan faktycznie okaże się żywy, to już zupełnie inna para kaloszy. Tym bardziej, że różnorodność, obfitość stylów i motywów może stać się zarówno zaletą jak i olbrzymią wadą serii. Szczególnie, gdy nie zostanie zachowany umiar. Póki co wszystko jest możliwie, a każdy z wątków zapowiada się równie ciekawie. I jedyne do czego mogłabym się przyczepić to przerysowany i przeeksponowany styl Mystery in Madripoor. Poza tym, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Autorka: Powiało Chłodem