"Old Man Logan #1-18" – Recenzja
Kiedy starość nie ma w sobie nic spokojnego
Najnowszy film o przygodach jednego z najbardziej znanych mutantów ze szkoły profesora X, święci właśnie triumfy w kinach. Kategoria R z pewnością wpłynęła na kreację jego historii. Warto jednakże wspomnieć o komiksie, który częściowo zainspirował twórców tej hollywoodzkiej produkcji. Choć Logan pod względem fabularnym znacznie odbiega od swojego papierowego poprzednika, to jednak wizualnie rola Hugh Jackamna momentami przypomina tę z kart historii rysunkowej. Zatem zagłębmy się teraz w tę inną historię, w której James Howlett jest już staruszkiem, ale wciąż potrafi nieźle dokopać. Posłuchajcie więc o zeszytach z serii Old Man Logan.
Świat stał się bardzo okrutnym miejscem, od kiedy zjednoczone siły wszystkich największych złoczyńców pokonały każdy, choćby najmniejszy bastion superbohaterów. Avengersi, grupa The Defenders, X-Meni, Fantastyczna Czwórka… Nie przeżył nikt, kto mógłby stanąć w obronie cywili. Nawet osławiony Wolverine miał już dość walki i jedyne o czym marzył, to spokojne życie u boku nowej rodziny, choć i to nie było mu dane. Po tragedii nieznana mu siła przenosi go nie tyle w przeszłość, ale i do innego wymiaru, by… No właśnie. Dlaczego?
Opowieść zawarta w osiemnastu kolejnych zeszytach dość wyraźnie dzieli się na kolejne przygody, w trakcie których, mocno posunięty w latach Logan, musi poradzić sobie z koszmarem jakim był dla niego Wastelands, ale nie tylko. Do tego dochodzą wrogowie, jakich zdobył jego odpowiednik w rzeczywistości, a w której toczy się główna fabuła, a także on sam w swojej własnej przeszłości, ponieważ oba światy przez osobę Wolverine’a zdają się w pewien sposób przenikać przez siebie. Zjawisko do zostało doskonale ujęte w poszczególnych fragmentach komiksu, gdzie retrospekcyjne kadry potrafią mieć tę samą kompozycję co te, dotyczące bieżących wydarzeń, płynnie przeplatając się między sobą.
Co się tyczy samej postaci Logana, twórcy doskonale spisali się dokonując swoistego postarzenia X-Mana, nie tylko pod względem wizualnym, ale i psychicznym. James jest jeszcze bardziej zgorzkniały i uparty, niż pamiętamy to z innych opowieści. Widać po nim, że przeżył zbyt wiele, walczył w zbyt wielu wojnach i dorobił się jednego wroga za dużo. Czuć w nim to zmęczenie życiem, a także to niewypowiedziane życzenie, by jego czynnik regeneracyjny w końcu przestał działać. Jednak daleko mu do starczej niedołężności. Ponoć tygrysy czujące nadchodzącą śmierć, stają się najgroźniejsze, i taki jest też staruszek Wolverine. Mimo wszystko, nie chcielibyście stanąć mu na drodze.
Na szczególne uznanie moim zdaniem zasługuje kompozycja poszczególnych kadrów, gdzie na pierwszy rzut oka przedstawiono spokojną, niemal sielską sytuację. Jednak po chwili mamy wrażenie, że coś z tymi grafikami jest nie tak, że niepokoją bardziej niż powinny. Wracamy do nich wzrokiem i nagle okazuje się, że na granicy skupienia dostrzegamy budzący grozę element, zwiastujący nadejście dużo niebezpieczniejszych chwil. Kolejnym, bardzo pomysłowym elementem strony wizualnej, jest swoiste wycięcie miejsc ciosów, uderzeń, postrzałów, czy wszelkiego rodzaju ran i zagrożeń życia, i wstawienie w ich miejsce czarno-czerwonych grafik, nieraz przypominających zdjęcia rentgenowskie. Tym samym możemy sobie zdać sprawę z ogromu zniszczeń do jakich dochodzi w przypadku poszczególnych postaci, jak i głównego bohatera. Łatwo też dostrzec, że gdy kolorystyka zaczyna przechodzić w krwistą czerwień, znaczy to, iż możemy spodziewać się po prostu rzeźni.
Historia, za którą odpowiada tercet Lemire (scenariusz) – Andrade (grafiki) – Boyd (kolory) wciąga już od pierwszych stron, a poszczególne zeszyty pochłania się w zaskakującym, nawet jak na komiksy, tempie. Wydawać by się też mogło, iż całość jest misternie ukutą pokutą dla Logana, nie tyle za grzechy poprzedniego życia i przyłożenie ręki do śmierci herosów w jego linii czasowej, ile i za swoiste zaniechanie jakiego dopuścił się po porzuceniu miana Wolverine’a.
Całość wciąga i przejmuje czytelnika niemal do szpiku kości, zarówno pod względem fabularnym jak i wizualnym. Jednakże, mimo swoistej tragiczności niektórych historii, nie możemy oprzeć się wrażeniu, że istnieją one tylko po to, by przygotować nas na najgorsze, które nieubłaganie nadciąga. Czynnik regeneracyjny może przecież zawieść, ale w najmniej odpowiednim momencie. Nie mniej jednak sprawia to, że na kolejne zeszyty będzie się czekać z niesłabnącym zainteresowaniem i niemal niezdrową ciekawością. Bo czy staruszek Logan jest w stanie przeżyć to, co przygotowali dla niego jego twórcy? Możemy się o tym przekonać tylko czytając dalej.
Autorka: Powiało Chłodem