KomiksyTeksty

„King in Black: Thunderbolts #1” (2021) – Recenzja

King in Black: Thunderbolts #1 (2021)
Bandyci kontra potwory

King in Black: Thunderbolts to zeszyt, z którym mam pewne problemy. Wystarczy go przekartkować, by dać się urzec świetnej warstwie graficznej. Ale kiedy siadamy do czytania, okazuje się, że scenariusz Matthew Rosenberga jest mocno przeciętny i zachowawczy. Na szczęście jako całość komiks ten broni się całkiem przyzwoicie i jak na tie-in do eventu wypada naprawdę nieźle.

King In Black, Thunderbolts

KINGPIN’S KILLERS VERSUS AN ARMY OF UNKILLABLE DRAGONS! An army of evil space dragons have come to attack Earth and are starting with New York. MAYOR FISK has a plan for that. Assembling a group of killers, mercenaries, and just generally pretty horrible people like TASKMASTER, RHINO, STAR, MR. FEAR, and BATROC THE LEAPER, Mayor Fisk tasks them with saving the city or die trying…or die right then and there. The fate of the entire world may rest in the hands of the absolute worst people in the Marvel Universe. What could go wrong?

Nie znam komiksu napisanego przez Rosenberga, który naprawdę by mi się spodobał. Owszem, jako scenarzysta ma on dobre pomysły, ale zawsze okazuje się, że ma też coś innego – spory problem z poprowadzeniem fabuły. Niektóre wątki jego komiksów są rozwleczone, jakby nie wiedział czym zapełnić miejsce, inne zaś poprowadzone tak szybko i po macoszemu, bez właściwego rozwinięcia, jakby nie miał na nie ani miejsca, ani czasu – i wszystko to na stronach jednych i tych samych komiksów.

W przypadku King in Black: Thunderbolts tego nie ma, na szczęście, bo fabuła jest prosta, jak drut, więc autor nie ma się w czym gubić, ani czego psuć. Niestety nie ma tu nic, co by porwało, bo to po prostu jeszcze jeden komiks o walce tych złych z tymi jeszcze gorszymi. Owszem, znam gorsze tie-iny do King in Black, ale znam też lepsze, a całość jako dodatek broni się całkiem nieźle. Ale głownie dzięki świetnym rysunkom, w których widać i szaleństwo, i poczucie humoru i lekkość, kojarzącą się choćby z pracami Tony’ego Moore’a.

W skrócie: poznać można, ale nie trzeba. Zeszyt ma swój urok, ale na kolana nie powala. Choć mogło być gorzej.


Autor: WKP

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 Komentarze
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x