„Nick Fury vs. Fin Fang Foom” #1 (2025) – Recenzja
Nick Fury vs. Fin Fang Foom #1 (2025)
Dragon Fury
Spójrzcie tylko na ten tytuł. Nick Fury vs. Fin Fang Foom. Serio? Fin Fang Foom to jedna z najgorszych postaci w marvelowskim repertuarze, a tu jeszcze coś takiego. A jednak całość zrobił Straczynski i serio mu się udało. Nie jest to najlepszy jego komiks, nikt tego nie powie. Sprawia wrażenie trochę wysilonego, a jednak nadal dostarcza sympatycznej rozrywki.
THE HOWLING COMMANDOS TAKE ON FIN FANG FOOM!
NICK FURY knows how to handle problems, no matter the size – but he’s never faced a foe THIS big before!
Witness the next chapter in J. MICHAEL STRACZYNSKI’s team-up event as he is joined by Marvel Stormbreaker ELENA CASAGRANDE to bring you one of the most wild pairings in Marvel History!
Straczynski przywraca nam komiksy spod szyldu Team-Up. Taki jest cel jego najnowszej misji na rynku Marvela i… I dobrze mu to wychodzi. Postanowił jednak iść w nieco inną stronę, wykorzystać komiczny potencjał opowieści, ale też i szansę na totalnie nieoczywiste połączenia. I fajnie to robi. Co prawda poprzedni zeszyt jego eksperymentu, Captain America & Volstagg, był lepszy, jednak ten też się broni.
Tu jednak czuć pewne wysilenie. Historia jest prosta i to do tego stopnia, że śmiało można by ją okroić o połowę i nic byśmy nie stracili. A może raczej wyszłoby jej to na dobre, bo jednak wydaje się też trochę rozciągnięta. Ale żeby wszyscy tak rozciągali, wszyscy tak wysilali scenariusze, Marvel byłby o wiele ciekawszym i wartościowym miejscem. Do tego dochodzą niezłe, ale jednak nieco za sterylne, jak na mój gust rysunki, a całość po prostu pozostawia przyjemne wrażenie, choć bez efektu wow. Przed nami jednak jeszcze kolejne numery: Hulk & Doctor Strange, Ghost Rider vs. Galactus i ten, na który najbardziej czekam: Spider-Man vs. Doctor Octopus. I będzie na co czekać.
Autor: WKP
