„Spider-Man: No Way Home” (2021) – Recenzja
Spider-Man: No Way Home (2021)
Pająk, na jakiego wszyscy czekali
Czy Tobey pojawia się w filmie? Czy Andrew pojawia się w filmie? A może się nie pojawiają? To kwestia, która od miesięcy rozpalała wyobraźnię fanów i stała się jedną z najczęściej komentowanych i równie często wyśmiewanych. Co ostatecznie okazało się na kinowym ekranie, zdradzać Wam nie będę, ale i tak nie ma to wielkiego znaczenia. Czy dostajemy tak miły akcent, jak inne Pająki czy nie, Spider-Man: No Way Home to po prostu świetny film, najlepszy Marvela od czasu Avengers: Infinity War, a może nawet najlepszy w dziejach MCU i jedna z najlepszych produkcji superbohaterskich, jakie kiedykolwiek stworzono.
Powstrzymam się z pisaniem czegokolwiek o fabule (SPOILERÓW NIE BĘDZIE), a na pewno nie chcę w tym miejscu wyjść ponad to, co widzieliśmy na zwiastunie (jednym bądź drugim). Więc powiem, że doceniam, iż twórcy w ten czy inny sposób (choćby przez powrót aktorów czy postaci łotrów) nawiązują do poprzednich filmów, jeszcze z czasów sprzed MCU, rozbudowując uniwersum o opowieści dotąd pozostające poza obecnym kanonem, jeśli mogę tak to określić. To zawsze miły akcent, co widzimy zresztą w serialach, np. takich jak Hawkeye. Komiksy Marvela od samego początku budowały rozległe uniwersum, pełne alternatywnych rzeczywistości, w którym łączyło się wszystko, co wychodziło pod szyldem wydawcy. Filmowe MCU było dotąd dość skromnym jego odpowiednikiem, ale od pewnego czasu zaczyna włączać wszystko, co nakręcono do jednej wielkiej kinowej rodziny – na razie jeszcze jest daleko od posklejania tego w jedno, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Wracając do filmu, to długa, pełna widowiskowych scen i efektów opowieść, która nie nuży ani przez moment. Wręcz wciąga, wróć, porywa, wgniata w fotel i nie daje łatwo o sobie zapomnieć. Owszem, to tylko prosty film rozrywkowy, nie ma w nim ambicji, by pretendować do sztuki wysokiej, nie ma ogromnej głębi i górnolotnego przesłania, nie ma zadumy nad światem ani kwestiami społecznymi. Jest czysta rozrywka, ale rozrywka wcale nie głupia, bynajmniej nie bezmyślna i tak widowiskowa, jak się na to zanosiło i jak każdy oczekiwał. Popatrzeć jest więc na co, a przy okazji film potrafi wykrzesać z nas sporo emocji i zaangażować w dziejącą się na ekranie akcję.
Aktorstwo też jest niezłe. Owszem, można by tu sarkać na kilka ról, jak od początku sarkać można było na kilka chybionych decyzji obsadowych, ale blednie to na tle całej tej epickiej – lepszego słowa tu nie ma – akcji i fabularnych zaskoczeń. Zabawa jest przednia; widz z zapartym tchem czeka, co ostatecznie się okaże i kto pojawi się na ekranie. O dziwo, chociaż wymagania publiki były wysokie, udało się im sprostać, często z nawiązką. Ja sam po produkcji oczekiwałem bardzo dużo i nie zawiodłem się ani przez moment.
Do tego tradycyjnie nie brakuje nawiązań do konkretnych pajęczych komiksów, co wiernym fanom z pewnością tylko uprzyjemni rozrywkę, ale i ci, oglądający jedynie filmy MCU i niezaglądający do komiksów nie będą rozczarowani. W skrócie: to Pająk, na jakiego wszyscy czekali. Ba, to Pająk, na jakiego wszyscy fani zasłużyli. Film, który zmazuje niesmak po nieudanych Eternals i jest tak rewelacyjny, że zaraz po seansie chce się wrócić do kina i obejrzeć go jeszcze raz, a nawet dwa.
Autor: WKP
Chyba trzeba pójść na tego Spidermana. Tak czy siak. Tak czy owak. W końcu to jedynka u Marvela.
A ja sie nie zachwycam tym Spidermanem, oczekiwałam więcej walk, akcji… No i uważam że to najsłabsza produkcja Marvela jaka istnieje, nie wiem co takiego w tym ludzie widzą więc jeżeli chcesz sie wzruszyć i zobaczyć starych bohaterów np. Zielony Goblin to jest dla ciebie a jezeli chcesz zobaczyć walki z nimi to idź do starych filmów jak Spiderman 2 a najlepsza scena to walka Strange’a z Peterem