"Thanos #1-2" (2016) – Recenzja

Kolejna rodzinna awantura

Thanos. Już samo pojawienie się tego imienia oraz fakt, że seria komiksowa będzie opowiadać o losach wspomnianego antybohatera gwarantuje dreszczyk emocji u fanów, którzy tę postać chociaż pobieżnie znają. W moim przypadku z kolei oznacza to raczej spazmy radości. Szalony Tytan, jak tytułuje go duża część mieszkańców galaktyki, jest jednym z największych i jednocześnie najciekawszych „złodupców” w uniwersum Marvela, a lista jego morderczych osiągnięć jest nieskończenie długa. Dość powiedzieć, że w wyniku swej pogoni za potęgą, w pewnym momencie Thanos stał się nawet personifikacją wszechświata, Wiecznością, a miłością jego życia jest… Śmierć.

Wydaje się, że jednym z głównych zadań nowej serii, przynajmniej w początkowej fazie, jest przybliżenie sylwetki złoczyńcy i jego specyficznych relacji z otoczeniem. Jest to krok jak najbardziej sensowny, biorąc pod uwagę, że jest głównym antagonistą w MCU, a nie jest tak dobrze znany jak większość bohaterów obecnych w filmach. Historia Thanosa jest świetną pożywką dla scenarzysty, Jeffa Lemire’a. Nie dość, że fioletowy tytan jest postacią niezwykle ciekawą sam w sobie, to na dodatek obraca się w nadzwyczaj interesującym towarzystwie, a wisienką na torcie mogą być jego relacje rodzinne.

Familia tego kosmicznego złoczyńcy może bowiem spokojnie zawalczyć o tytuł „Najbardziej Wykolejonej Rodziny” z takimi ewenementami jak Sawyerowie, Batesowie czy Torrance’owie… I będzie miała spore szanse na zwycięstwo. Do tej pory na kartach komiksu pojawiła się dwójka dzieci Thanosa – Thane oraz Nebula, jego brat – Eros, zwany Starfoxem, a także ojciec – Mentor, genialny naukowiec. Główny bohater zdążył się już zresztą rozprawić z jedną z wymienionych postaci w nadzwyczaj efektowny sposób. Kierunek, w jakim zmierza ta historia sugeruje, że nie będzie to jedyna ofiara rodzinnych sporów. Jedną z ważnych ról odgrywa również zapomniany, choć konceptualnie ciekawy i nieco absurdalny Champion. Kim jest ów czempion? Kosmicznym awanturnikiem, przemierzającym bezkres galaktyki w poszukiwaniu potężnych istot, którym może udowodnić swoją wyższość w walce – bójka z Thanosem może być dla Championa ostatnim wyzwaniem…

Komiks ten nie jest jednak na szczęście kolejnym przypadkiem wałkowania genezy postaci. Zamiast tego scenarzysta wyciąga jak z rękawa kolejnych znajomych z przeszłości Thanosa, którzy tworzą koalicję mającą za zadanie… zabić Tytana. Mało oryginalnie? Owszem, ale ratunkiem są dwa ciekawe zwroty fabularne, dzięki którym historia nabiera kolorytu. Bohaterką pierwszego jest ukochana Thanosa, Śmierć, zaś drugiego… śmierć. Nic więcej nie zdradzę, ale opowieść, która zaczyna się dość niemrawo i nieciekawie, już pod koniec pierwszego zeszytu wzbudziła moje żywe zainteresowanie. Kolejny wolumin to zainteresowanie tylko pogłębił. Sceny go otwierające mocno zapadły mi w pamięć dzięki temu, jak beznamiętnie pokazują zimną brutalność Thanosa, co idealnie pasuje do charakteru tej postaci.

Scenarzyście udało się więc skupić moją uwagę intrygująco zapowiadającą się historią, ale jak sam komiks prezentuje się od strony artystycznej? Kiedy na okładce widzę nazwisko Mike’a Deodato od pierwszej chwili jestem spokojny o tę kwestie. Bardzo lubię kreskę tego rysownika i tym razem też się na nim nie zawiodłem. Thanos spod jego ołówka potrafi być naprawdę przerażający, momentami przytłacza swoją brutalnością i bezwględnością. Całości dopełniają dobrze dobrane kolory, za co odpowiedzialny jest Frank Martin.

Jeśli czytaliście moje wcześniejsze recenzje to wiecie już, że jestem wielkim fanem kosmicznej części uniwersum Marvela, dlatego też postać Szalonego Tytana jest dla mnie absolutnie kultowa. Do każdej serii, w której ma się on pojawić, podchodzę więc bardzo podekscytowany, ale z drugiej strony też zaniepokojony o jej jakość i sposób, w jaki postać ta zostanie przedstawiona. Jak to wygląda tym razem? Cóż, po przeczytaniu pierwszych zeszytów jestem dużo bardziej podekscytowany niż na początku, a niepokoi mnie tylko troska o los fioletowego psychopaty. Nie martwię się niczym innym, gdyż jest to naprawdę bardzo dobra seria.


Autor: Failov

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x