KomiksyTeksty

„Daredevil #1-14” (2016) – Recenzja

Daredevil #1-14

Od jakiegoś czasu Daredevil jest jedną z bardziej rozpoznawalnych postaci Marvela. Nic dziwnego, że doczekał się w tym roku kolejnej solowej serii. Tym razem za historię Diabła z Hell’s Kitchen odpowiada Charles Soule.

Pierwszy zeszyt zaczyna się dramatyczną sceną, w której Daredevil ratuje tonącego mężczyznę. Od samego początku wita nas mrok, czerwień, kolor, który od razu kojarzy się z tym superbohaterem, i niepewność o losy bohatera, którego zmysły nie działają pod wodą na tyle dobrze. Jak to mówią – im dalej w las, tym więcej drzew. Z każdym numerem historia pędzi co raz bardziej.

Antagonistą głównego bohatera okazuje się być tajemniczy mężczyzna zwany Tenfingers – charyzmatyczny mistrz manipulacji, były członek znanej fanom Daredevila organizacji The Hand, od której odszedł i założył The Church of Sheltering Hand.

Z pewnych powodów tym razem Matt ma u swojego boku sidekicka. Blindspot, którego możemy zobaczyć już na okładce pierwszego zeszytu, rozpoczął swoje marvelowe życie w All-New All-Defferent Marvel Point One #1, a teraz próbuje zostać bohaterem w niesamowitym stroju, który pozwala mu być niewidzialnym.

Nie mogło także zabraknąć pewnych sztandarowych postaci – Foggy dalej pomaga Mattowi, choć nie do końca akceptuje jego podwójne życie, a Elektra z każdym swoim pojawieniem co raz. bardziej komplikuje sytuację. W dziewiątym numerze natomiast mamy mały crossover z niesamowitym Spider-Manem. Najmniej przekonuje mnie tylko epizod z Inhumans, za którymi po prostu nie przepadam.

Charles Soule od jakiego czasu jest mocno na topie i pracuje nad tyloma komiksami, że nie sposób o nim nie usłyszeć. Jednak nie tylko scenariusz jest mocną stroną tej serii. Pikanterii dodaje strona graficzna w wykonaniu Rona Garneya, którego okazjonalnie zastępują Goran Sudzuka i Matteo Buffagni. Jednak czym byłby komiks bez dobrze dobranej kolorystyki. Matt Milla, stawiając na ciemne, monochromatyczne kadry z mocno zaakcentowaną czerwienią, skradł moje serce. W większości okładek zakochałam się bez pamięci.

Od premiery serialu Netflixa postać Daredevila zyskała jeszcze większą popularność, a fani są okrutni i nie wybaczyliby twórcom, gdyby ten album okazał się zły. Oni na szczęście wychodzą z tego obronną ręką, dając nam historię, od której nie sposób się oderwać. Miejmy tylko nadzieję, że w przyszłości tego nie zepsują.


Autorka: Misha

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x