„The Falcon and the Winter Soldier” (2021) – Recenzja

The Falcon and the Winter Soldier

Niedawno świętowaliśmy premierę WandaVision, a teraz jesteśmy już po finale The Falcon and the Winter Soldier i chyba powoli przyzwyczajamy się już do tego, że Marvela w naszym życiu jest więcej i seriale stają się integralną częścią uniwersum. Osobiście, mnie taki układ bardzo satysfakcjonuje, bo po ostatnim roku marvelowego postu czuję, że tego właśnie potrzebowałam. 

The Falcon and the Winter Soldier

Podobnie jak w przypadku WandaVision, The Falcon and the Winter Soldier pozwala nam na nieco bliższe i bardziej osobiste spotkanie ze znanymi z filmów bohaterami. Tym razem Marvel Studios zaprasza nas do życia Sama Wilsona (Anthony Mackie) i Bucky’ego Barnesa (Sebastian Stan), którzy muszą zmierzyć się ze spoczywającą na nich odpowiedzialnością, traumami z przeszłości i trudną codziennością, którą zgotował ludziom Thanos.

Niesamowicie cieszy mnie, że wątek pstryknięcia oraz skutków zniknięcia i późniejszego powrotu połowy ludzkości nie został przez studio potraktowany po macoszemu lub po prostu porzucony. Mogli oni przecież pokazać nam, że hej, widzicie, Avengers znów uratowali świat, cieszmy się i po krzyku. Twórcy słusznie jednak zauważyli, że nie byłby to dobry ruch. Tak naprawdę to wydarzenie otwiera im furtkę do poruszenia wielu trapiących ludzkość tematów, więc dobrze, że, przynajmniej jak na razie, korzystają z tego potencjału. I tak jak WandaVision pozwoliła nam zerknąć na ten problem nieco od strony prywatnej za sprawą wątku Monici Rambeau, tak The Falcon and the Winter Soldier, jak na spadkobiercę Kapitana Ameryki przystało, prezentuje nam problemy bardziej globalne i powiązane z polityką samego USA, jak i światową. 

The Falcon and the Winter Soldier

Blip przynosi nam bowiem poważny problem – choć powrót zaginionych może cieszyć, wszystkim narodom świata w ciągu ostatnich pięciu lat udało powrócić się do względnej normalności. Ci, którzy ocaleli, znaleźli sobie nowe miejsca pracy, nowe domy, często w innych krajach, a światowa gospodarka przystosowała się do nowej sytuacji. Powrót zatem po raz kolejny wywrócił świat do góry nogami, bo nagle należało zapewnić środki potrzebne do życia dwa razy większej liczbie ludzi. W obliczu światowego kryzysu formuje się więc grupa Flag Smashers, którzy chcą zachować dawny porządek i zapewnić dobrobyt tym, którzy nie zniknęli, często posuwając się do radykalnych działań. 

To właśnie z zagrożeniami ze strony Flag Smashers i ich liderki, Karli Morgenthau (Erin Kellyman), musi zmierzyć się Sam Wilson, który jednocześnie powoli dojrzewa do roli Kapitana Ameryki. Choć czytając internetowe dyskusje, można odnieść wrażenie, że wątek Bucky’ego był widzom bardziej bliski i podobał im się bardziej, ja chciałabym zwrócić uwagę na to, jak dobra jest też ta część serialu poświęcona Samowi. Oczywiście, biorąc pod uwagę względy kulturowe, może być ona dla nas, polskich widzów, bardziej odległa. Trudniej nam jest identyfikować się z rozterkami czarnoskórego mężczyzny mieszkającego w USA, który dodatkowo musi zmierzyć się z presją, jaka na nim spoczywa teraz, gdy musi przejąć schedę po tak ikonicznym bohaterze jak Steve Rogers. To nie jest coś, z czym ludzie nad Wisłą muszą się mierzyć. Sam przechodzi jednak bardzo ważną drogę do poznania swojej wartości i zrozumienia, jak wiele dobrego może zdziałać, podejmując ryzyko. I nawet jeśli dla nas ta historia nie ma tak istotnego wymiaru, wierzę, że dla wielu Amerykanów może być ważna, a Sam Wilson świetnie poradzi sobie w nowej roli.

The Falcon and the Winter Soldier

Wątek znacznie bardziej uniwersalny, a więc też bliższy nam, Europejczykom, w którym to Bucky stara się wrócić do normalności i wyswobodzić się z traumy, którą zgotowała mu jego przeszłość jako Zimowego Żołnierza, również wypada bardzo dobrze. Sebastian Stan udowadnia, że świetnie radzi sobie także w scenach dramatycznych, a jego umiejętności pozwalają nam w pełni wczuć się w sytuację granego przez niego bohatera i trzymać za niego kciuki. Śledzenie drogi Bucky’ego przyniosło mi na przestrzeni tych sześciu tygodni wiele wzruszeń, ale też wiele uśmiechu. Kogo z nas nie cieszy widok uśmiechniętego Bucky’ego, który beztrosko bawi się z przyjaciółmi? 

Dodatkowo, serial wprowadza także zupełnie nową dla filmowo-serialowego uniwersum postać – Johna Walkera, który przejmuje rolę Kapitana Ameryki, gdy Sam ją odrzuca. Twórcy w samych zwiastunach dość mocno ukrywali to, co czeka Walkera i z perspektywy czasu stwierdzam, że dobrze zrobili. To był zdecydowanie jeden z tych wątków, który przyniósł nam najwięcej zaskoczeń i opadnięć szczęki, więc dobrze było odkrywać wszystkie stojące za nim karty stopniowo. Bardzo mocno czekam na to, co przyniesie tej postaci los i liczę na kolejny świetny występ Wyatta Russella w tej roli, bo drzemie w niej ogromny potencjał.

The Falcon and the Winter Soldier

Jeśli już wspominam Johna Walkera, chciałabym poświęcić moment, aby zwrócić uwagę i docenić sposób przedstawienia “złoczyńców” w tym serialu. Cudzysłów jest w tym wypadku zupełnie nieprzypadkowy, bo tym, co podobało mi się w tych kreacjach najbardziej, to fakt, że żaden z tych bohaterów, których moglibyśmy odbierać negatywnie, nie był czarno-biały. Działania Walkera, Karli Morgenthau czy nawet powracającego Barona Zemo (Daniel Brühl), były dla mnie jak najbardziej zrozumiałe i nawet jeśli moralnie się z nimi nie zgadzałam, to byłam w stanie zrozumieć, co doprowadziło tych bohaterów do takich czynów i takich decyzji. Dzięki temu mogłam poczuć do nich nawet cień sympatii i to jeszcze zanim Zemo zaszczycił nas swoim ikonicznym tańcem. 

Ta sytuacja zmusza mnie jednak do zastanowienia się, czy to pogłębienie postaci złoczyńców nie jest przede wszystkim zasługą serialowej formy? Dodatkowe kilka godzin na rozwój postaci może przecież zdziałać cuda. Dlatego obecnie, gdy jesteśmy na etapie, w którym dominują seriale Marvela, a od filmów już trochę się odzwyczaiłam, myślę, czy uda mi się na powrót do tej krótszej i zwartej formy przyzwyczaić. 

Czas pokaże. Na razie jestem jednak przede wszystkim zadowolona, że Marvel ponownie dowiózł nam porządnie wykonany serial z dającymi się lubić bohaterami, z efektami specjalnymi na kinowym poziomie i tym razem z bardziej dopracowanym finałem, który nie pozostawił mnie z poczuciem niedosytu. Mam nadzieję, że kolejne produkcje będą równie dobre.


Autorka: Dee Dee

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
0
Podziel się z nami swoim komentarzem.x