„WandaVision” (2021) – Recenzja
WandaVision
Od miesięcy z niecierpliwością czekaliśmy na otwarcie zupełnie nowego rozdziału w historii uniwersum Marvela. Marvel Cinematic Universe rozrosło się już do tak gigantycznych rozmiarów, że naturalnym wydawało się, iż nadchodzi czas zmian. Zmiana ta nie polega jednak jedynie na dalszej ekspansji, którą niewątpliwie jest utworzenie serialowej gałęzi uniwersum. To też próba innego podejścia – bardziej osobistego, skupionego na jednym bądź kilku bohaterach i eksplorującego ich indywidualne historie i rozterki. Seriale (głównie ze względu na swoją długość) są idealnym polem dla takich właśnie opowieści, dlatego czekałam na nie z zapartym tchem. I dziś, po finale pierwszego w historii serialu spod szyldu Marvel Studios, WandaVision, mogę powiedzieć – udało się.
Jeśli chodzi o serialowe zapowiedzi Marvela, WandaVision zdecydowanie znajdowała się na szczycie mojej listy oczekiwań. Jeśli mieliście okazję czytać komiksowe recenzje mojego autorstwa, mogliście z pewnością zauważyć, że niejednokrotnie podkreślałam w nich, że pomimo całej mojej fascynacji superbohaterską robotą i miłości do nawalanek, w historiach superbohaterskich najbardziej cenię sobie warstwę obyczajową. Lubię śledzić życie bohaterów w ich domowym zaciszu, gdy trykoty lądują w koszu na pranie, a zaczyna się szara codzienność. Dlatego właśnie tak bardzo ciągnęło mnie do historii Wandy Maximoff i Visiona na amerykańskim przedmieściu. A zapowiedź formalnych zabaw konwencją sitcomu zachęcała mnie jeszcze bardziej.
Zacznijmy zatem od pochylenia się nad konwencją serialu właśnie. WandaVision zaprasza nas do rzeczywistości wyciągniętej wprost z amerykańskich seriali komediowych, od znanych z lat 50. i 60. opowieści o dobrych żonach, paniach domu i wracających z pracy w korporacji mężach, aż do współczesnych historii, bardziej słodko-gorzkich, z bohaterami, którzy chętnie opowiadają o swoich emocjach wprost do kamery. Oczywiście, jest to formuła atrakcyjna przede wszystkim dla amerykańskiego widza, który wychowywał się oglądając produkcje, do których serial Marvela nawiązuje, i który oprócz poznawania historii o superbohaterach, może też wyszukiwać kolejne smaczki dotyczących tego, co doskonale zna i lubi. Nie oznacza to jednak, że Polacy nie mogą się przy tym dobrze bawić. Nasza kultura popularna jest na tyle zamerykanizowana, że zapewne wielu z nas albo część tych sitcomów widziało, albo chociaż zna powtarzające się w nich motywy z innych produkcji, które chętnie je przetwarzają. Jednak nawet zupełny brak znajomości konwencji amerykańskiego sitcomu może przynosić frajdę, bo przyjęta przez WandaVision forma pozwala na częste zmiany, zmusza aktorów do wykazania się całą gamą umiejętności, a do tego dorzuca od siebie do tych sielankowych światów charakterystyczny nastrój niepewności, jakiejś podskórnej grozy i oczekiwania, który z pewnością znany jest np. czytelnikom serii komiksowej Vision autorstwa Toma Kinga (którą zresztą uwielbiam).
Jak jednak można było się domyślić, na pewnym etapie twórcy musieli ten styl porzucić i połączyć nas ze znanym już z filmów światem realnym. Nie zdradzę Wam, w którym momencie się to dzieje, jednak przyznaję, że początkowo czułam zawód, że wydarzyło się to tak wcześnie. Bałam się, że serial będzie teraz traktował widza jak dziecko, któremu trzeba wszystko dokładnie wyjaśnić, jednak w ostatecznym rozrachunku moje obawy zniknęły. Jasne, są aspekty, które produkcja musi, mniej lub bardziej wprost, wyjaśnić, dopowiedzieć czy przypomnieć, bo jednak zawsze należy wziąć pod uwagę, że po serial sięgnie ktoś z zewnątrz, kto fanem filmowego uniwersum Marvela nie jest albo zna zaledwie jego fragmenty. Twórcom WandaVision udało się z tymi tłumaczeniami nie przesadzić. Dzięki temu marvelowi fanatycy raczej nie poczują, że właśnie oglądają jakiś recap całej historii tytułowej dwójki, a nowicjusze powinni wyciągnąć z serialu wszystko to, co potrzebne, by poczuć emocje, które chciano przekazać. Chociaż należy oczywiście pamiętać, że to jedynie moje wrażenia i aby poznać faktyczne zdanie widza, który nie zna uniwersum, należałoby kogoś takiego o to zapytać.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną tej produkcji są jednak bohaterowie, a także wcielający się w nich aktorzy. I mam tu na myśli zarówno postacie, które już znamy i lubimy, a także tych, którzy w świecie Marvela stawiają dopiero pierwsze kroki. Najjaśniej świeci zdecydowanie gwiazda Elizabeth Olsen, której Marvel wreszcie dał szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności, które pokazywała w innych produkcjach dramatycznych. Olsen imponuje charyzmą, czaruje mimiką i czuje się jak ryba w wodzie w każdej zaprezentowanej w serialu stylistyce. Jej Wanda jest wrażliwa i potężna zarazem, a widz śledzi jej poczynania z zainteresowaniem. Wspaniale sprawdza się także Paul Bettany w roli Visiona, który, choć nie jest człowiekiem, na naszych oczach zyskuje coraz więcej ludzkiego pierwiastka. Świetnie spisały się także nowe twarze – Kathryn Hahn w roli tajemniczej Agnes i Teyonah Parris jako dorosła wersja Moniki Rambeau. Z tej pierwszej wręcz wylewa się charyzma, energia i czysta zabawa, natomiast Parris tworzy podwaliny dla bohaterki kompleksowej, której przyszłe poczynania będę śledzić z przyjemnością.
W ogólnym rozrachunku, WandaVision bardzo umiejętnie prowadzi nas przez historię bohaterów, pochyla się nad ich emocjami i pozwala nam spędzić z nimi nieco więcej czasu. Oczywiście, nie jest to produkcja idealna i pozbawiona wad, bo czasem efekty specjalne nie domagają, a pewne wątki osobiście poprowadziłabym inaczej, jednak całość wypada na tyle dobrze, że jestem w stanie te drobne niedociągnięcia wybaczyć. Przede wszystkim, WandaVision faktycznie odróżnia się od innych produkcji MCU, nie jest to po prostu Kolejny Generyczny Film Marvela The Series, lecz serial, który obiera swój własny styl i stara się stać na własnych nogach, opowiadając kompletną, satysfakcjonującą historię.
Jeśli już wspominam o “kompletności” tej historii, chciałabym wspomnieć o jednym aspekcie, który bardzo mnie ucieszył. Jest to jednak kwestia, która tym, którzy jeszcze serialu nie oglądali, zepsuć zabawę, zatem ostrzegam, że dalsza część tego tekstu zawiera spoilery.
Z tygodnia na tydzień w fanowskich dyskusjach dotyczących serialu mnożyło się od teorii na temat tego, co stanie się dalej. Były wzmianki o tym, że za wszystkim stoi Mephisto lub jakikolwiek inny “większy złol”. Były przewidywania o tym, że w kolejnym odcinku pojawi się Doktor Strange, Reed Richards czy inny znany ze świata Marvela bohater, który wpadnie na chwilę, żeby zapowiedzieć jakiś przyszły projekt filmowy. Pojawiały się też teorie, że WandaVision wprowadzi nas w temat multiwersum i połączy ze światem mutantów Foxa. I wiecie co? Bardzo się cieszę, że żadna z tych teorii się tak naprawdę nie sprawdziła.
Doceniam ten serial przede wszystkim za to, że poświęca on swoim centralnym bohaterom wystarczającą ilość czasu, że to na nich skupia uwagę i nie stara się wciskać widzowi do gardła kolejnych zapowiedzi innych produkcji, ogromnych powiązań z innymi częściami uniwersum i wielkich złych pokroju Thanosa, którzy mieliby nabrać faktycznie większego znaczenia dopiero za kilka lat. Owszem, WandaVision prezentuje nam bohaterów, którzy kiedyś jeszcze będą mieli szansę się rozwinąć, jednak nadal praktycznie całą uwagę skupia na Wandzie i Visionie. Owszem, podrzuca nam wskazówki dotyczące przyszłych produkcji, ale pozwala sobie na to dopiero w scenach po napisach finałowego odcinka, które dla fanów MCU są jego integralną częścią, jednak nie ingerują w samą zaprezentowaną przed napisami końcowymi historię.
Sama bardzo chętnie będę nadal śledzić losy bohaterów tego serialu w kolejnych filmach i serialach, w których się pojawią. Czekam na kontynuację historii Wandy. Chcę dowiedzieć się, czy uda jej się ściągnąć z powrotem na świat bliźniaków. Zastanawiam się, czy Vision powróci. Jestem ciekawa, czy Agnes/Agatha opuści anomalię. Chętnie dowiem się więcej o Monice Rambeau i zobaczę, jak odkrywa swoje nowe moce. Ale WandaVision nadal pozostaje dla mnie przede wszystkim zamkniętą opowieścią o żalu, radzeniu sobie po żałobie, o emocjach Wandy i jej radzeniu sobie z traumą, o miłości jej i Visiona. I to jest super.
Autorka: Dee Dee